Wola Boga Ojca
  1. Jesteś tutaj:  
  2. Start

18.03.1991(p) Kamienny krzyż...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 18 marzec 1991
Odsłon: 279

    Tuż po północy w sekundowym śnie ujrzałem wielki "kamienny" krzyż, którego podstawa tkwiła w drzewie - na nim była duża postać Jezusa! To zawsze jest znak pocieszający.

    Poganin powie "głupstwo krzyża", a prokurator, że "krzyż to drzewo", a ja w jednym błysku otrzymałem moc, która rodzi się w słabości! Jak to komuś wytłumaczyć? Jakim słowem przekazać?

    W mieszkanku blokowym piękna fototapeta. Pytam: "dlaczego ludzie nie wierzą w raj...człowiek sprzed 100 lat przeniesiony w to ciepłe, widne i piękne miejsce uznałby go za raj".

   Młoda dziewczyna w piżamie przegina się przede mną, łączy urządzenie pylące wodę - gorąco, matka ma duszność. Trzeba opanować wzrok, bo jest noc, ona młoda, powabna i w piżamie. Wychodzimy i mówię jej o duszy...

- A chora dusza?

- Dlaczego pani mnie kusi?

    Po powrocie do bazy miałem jasną odpowiedź na to proste pytanie: chora dusza - to dusza nie znająca Boga! Dzisiaj nie jest mi dane spanie. Chorego z kolką kieruję do szpitala - jego żonę musi odwieźć do domu sąsiad.

    Już nowy tydzień..."zaczynam w Imię Twoje Panie Jezu".

- Ja zawsze jestem przygotowany do śmierci...mówi kolega szyderca prześmiewca.

- Jeżeli tak mówisz to jesteś nieprzygotowany.

- Jak to nie, przecież zawsze myję nogi!

- Ostrzegam cię, wielka szkoda, że twój umysł przeszkadza ci w przebudzeniu się!

   Idę wolno do pokoju lekarskiego, pracuję w ciszy...zaczynam się sobie podobać, bo zauważyłem napływ wielkiej miłości do ludzi i do tego co czynię. Tak chciałbym nawracać...każdą ilość dusz, ale to niemożliwe. Naprawdę nie wiem dlaczego trwa tak wielkie zaćmienie ludzi?

- Każdy pani dzień (67 lat) ma wagę złota - cóż pani przynosi dla Nieba?

- Jezus oddał Życie za pana, proszę rzucić dla Niego palenie!

    Nagle o 13.00 zgłoszone śmierć jednej ze "świętych babć" z mojego rejonu. Przy okazji pytam rodzinę: "kto będzie modlił się po babci w tym domu? Babcia schudła w ostatnim okresie, a Szatan szarpał ją po odległych miejscowościach, męczyli ją niepotrzebnie w szpitalu (400 km stąd), wczoraj przywieziona, dzisiaj zmarła.

   Przy okazji zawieruszono jej różaniec, który miała życzenie włożyć do trumny. Kapłan był, ale tam..."Jezu, Jezu mój! Nastrój zadowolenia - pozbyto się babci. Wnuczka krzyczy, sąsiad zagląda i "podziwia" jej wygląd (na powiekach monety, strasznie schudła".

   Wsiadłem smutny do samochodu, ruszam i proszę: "Panie Jezu przyjmij duszę tej pacjentki...tak mało ludzi modli się..przyjmij ją Dobry Jezu, Matko Prawdziwa".

    Jadę, łzy lecą po twarzy i nagle zrozumiałem, że w momencie śmierci musi być święta cisza! Natomiast w piątek o 18.00 powinny bić dzwony i strzelać armaty: Jezus umarł, otworzył Niebo...powinna trwać radość jak w Sylwestra.

    Odmawiam modlitwę przebłagalną za babcię, skręciłem do lasu...tam wielki blok kamienny (prostokątny)...skąd w lesie taki blok? Nawet pomyślałem, że byłby z niego piękny krzyż.

   Dokończyłem całą modlitwę. "Jezu mój, Jezu...jak to wszystko pięknie ułożone. Ile dajesz mi Jezu przeżyć, niepowtarzalnych chwil! Przede mną jeszcze piec wizyt!

    Teraz badam małżeństwo, rozmawiamy o Jezusie, radzę, pytam, wskazuję. Pacjent wyciąga książeczkę po łacinie (wg Tomasza z Akwinu) i czyta wskazane przeze mnie zdanie: "Kto idzie za Mną, ten nie zazna lęku!"

    Jadę dalej i pomyślałem, że Jezus był z nami. Prawie 18 godzina, a ja jestem w biednej chacie. Na kredensie leżą kawały boczku, nastrój rodzinny...babcia spod koszuli wyciąga woreczek z gotówką, a ja pytam: "a gdzie medalik?" Dodałem, że pieniądze biorę tylko od bogatych, ale ie dają"!

    Tak umęczony "w Imię Jezusa" zrozumiałem sens tej służby - nic innego nie da mi prawdziwego zadowolenia! Zwykłe umęczenie, największa chwała własna - nie, to nie...tylko "umęczenie w Imię Jego!"

   Pan Jezus skierował mnie do kiosku, gdzie kupiłem latareczkę do czytania Ewangelii w karetce! O takiej myślałem - to głupstwo, ale wiem, że od Pana Jezusa! Późno, wszyscy śpią. Nie reaguję na złe natchnienie, aby czytać art. o kochance ministra (wspominała żona).

   W ręku "Dzienniczek" s. Faustynki - przeczytałem tylko o pięć stron i popłakałem się przy scenie, gdy słabej Faustynie kapłan wnosił św. Hostię. W tamtym momencie chciało się krzyknąć: "Witaj Jezu, Prawdziwy Przyjacielu!" Tylko Jezus nie opuści...tylko On trwa przy każdym z nas do końca całkowitego opuszczenia.

    Im bardziej jesteś opuszczony, tym większa pewność, że Jest przy tobie. Zakryłem twarz dłońmi, położyłem się i tak trwałem...

                                                                                     APeeL

17.03.1991(n) Pośredniczka wszelkich łask...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 17 marzec 1991
Odsłon: 281

    O 6.30 przebudziły mnie dzwony kościelne, przeżegnałem się...dzisiaj nie idę na Mszę św. ponieważ mam dyżur w pogotowiu (od 7.30). Planuje wysłuchać nagraną. Zakręciłem się w poszukiwaniu wolnej taśmy, a przez to słucham pięknego śpiewu;

"Najświętsza Dziewico.

 Przybytku Boga z ludźmi.

 Maryjo Ziemio Święta.

 Panno Niepokalana.

 Matko Emanuela."

   Łzy same płynęły po twarzy, a z serca wyrwało się moje wołanie: "Pośredniczko Wszelkich Łask! Madonno ja pragnę Twym dzieckiem być". Zasłoniłem twarz dłonią, w ciszy słuchała także żona..."Matko, która mnie znasz...do Syna Swego mnie prowadź! Maryjo moja najmilsza Matko!"

   Prawie nie wytrzymuję napięcia...mam szczególnie pamiętać o tych, którzy sami nie potrafią się modlić. Proszę Faustynkę i Matkę, aby dzisiaj były ze mną. Dotknąłem książki Denisa Diderota "Zakonnica" - nigdy nie będę jej czytał, ale w tej sekundzie zrozumiałem sytuację Faustyny.

    Ona w zakonie, ja w życiu - wokół tak wiele niewiary i różnych ludzi, którzy sprawiają cierpienia, a także wielu jest "normalnych", a nawet niewierzących i spełniających specjalne zadania panów ziemskich!

    O 6.55 popłyną słowa Ewangelii o "obumieraniu ziarna" - trzeba umrzeć, aby wrócić do Prawdziwego Życia. Na początku dyżuru miałem znak: jedno za drugim dzieciątko, wszystkie bardzo chore. Na dodatek próba - w momencie rozpoczynania się Mszy św. radiowej muszę z takim maluszkiem pędzić do szpitala!

    Dzisiaj już wiem, że dla Jezusa ważne jest to dzieciątko (aniołek), a nie Msza radiowa (moja przyjemność)! Jezus postawił mnie do jego ochrony. Na poprzednim wyjeździe zauważyłem, że przed jednym z domów stała figura Pana Jezusa z Sercem.

   W czasie szybkiej jazdy czytałem słowa skierowane od Matki Bożej Pokoju...wprost do mojego serca: "zaczynaj dzień modlitwą, czytaniem, Słowem Bożym zaszczepiony! Ofiaruj dzień pracy Sercu Jezusa i Niepokalanej...nie prowadź się sam, niech prowadzi cię Bóg! Żyj prosto, nie zgłębiaj problemów!"

    Jakże to wszystko jest jasne, a jakże trudne w realizacji. Teraz mijamy przepiękną figurę Niepokalanej (przed kościołem). Jakże przydałby się dobry aparat - tak chciałbym utrwalać te obrazy. Ja wiem, że to z n a k!

    Nigdy nie poproszę Jezusa o ukazanie się...nie chcę tego dowodu! Niech uczyni to innym, ale chciałbym ujrzeć Matkę Prawdziwą. Pod moimi zamkniętymi powiekami pojawił się obraz Niepokalanej na Niebiosach (jest taki).

   Teraz Pan Jezus skierował mnie do ciężko chorego inwalidy (pierwsza grupa), który mieszka w odległej wiosce, w biedzie otoczony piątką dzieci. Nikt im nie pomaga.

- Jak on się modlił, aby pan przyjechał! Powiedziała żona chorego.

    Jakby w nawiązaniu do wczorajszej dyskusji czytam, że Życie Wieczne kształtujemy tutaj - tym życiem żyjemy dla Życia! Jezus powiedział: "Ten, kto miłuje swoje życie straci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne"!

    W jednym zdaniu: żyjący dla życia są powoływani do świętości czyli życia dla Życia!

   Jednak Szatan wskazuje: "żyje się raz, przecież coś należy się od życia, trzeba go używać, itd.!" Do tego straszy śmiercią, nie godzeniem się ze starością, cierpieniami i rozpaczą...podsuwając samobójstwo!

   Taki styl wyklucza altruizm, życie dla innych z wzorem pokazanym przez Zbawiciela, który oddał życie za nas, dobrych i złych, wskazał, że życie ma być służbą w oczekiwaniu na powrót do Ojca, który daje Życie Prawdziwe.

    Trwała udręka dyżurowa. Wszystko odmieniło się w południe...nawet ustało napięcie nerwowe. O 18.00 wysłuchałem Mszę św. z kościoła polskokatolickiego, ale brak w niej "siły duchowej". Tam nie ma namaszczonych kapłanów (jak w Chinach). W sekundowym śnie ujrzałem wnoszoną tam trumnę (do bocznego wejścia).

    Na wyboistej drodze odmawiałem modlitwę przebłagalną, a w tym czasie kierowca przeklinał. W migawce telewizyjnej pokażą żołnierzy w Częstochowie podczas Eucharystii! Taki obraz wywołuje u mnie (prawie automatycznie) łzy w oczach.

    W ciszy wróciłem do Ewangelii. Marek i Łukasz nie byli uczniami Jezusa: dlaczego nie można połączyć ich relacji o Jezusie? Kolega oglądał (jedna nora w piwnicy) brutalny film, a ja pod kołdrą słuchałem Mszy św. radiowej...                                                                                                                                                                                                   APeeL

16.03.1991(s) W upadkach tracę pychę...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 16 marzec 1991
Odsłon: 278

 

    Trwa wczorajszy dyżur w pogotowiu. Ze smutkiem w duszy położyłem się tuż po północy, ale zaczęła się "szarpanina". Zrywanie do pacjentów traktuję jako "ćwiczenia" i śmieję się z tego, ale współpracownicy budzeni w nocy nie mają humoru.

   Około 7.00 w czasie kąpieli pod państwowym prysznicem nadeszło wyjaśnienie, że "przez upadki unikam pychy duchowej!" To wielka prawda wynikająca z Mądrości Bożej. Ponadto po upadku zawsze uciekam do Pana Jezusa.

    Teraz tłumaczę, że moment śmierci Jezusa na krzyżu z Jego słowami: "Wykonało się" - to czas wielkiej radości! Pan Jezus naprawdę otworzył Niebo - każdy kto w Niego uwierzy może tam trafić! Oni uważają, że śmierć to smutek i nie wolno się radować.

    Do kolegi felczera powiedziałem, że wczoraj ośmieszył Pana Jezusa, a ludzie robią to na wszelkie sposoby! Jeżeli nie obudzi się i w takim stanie umrze to będę się smucił w momencie jego śmierci. W ciszy otworzyłem "Biblię", gdzie trafiłem na słowa: "gdy mieli dość naigrywania!"

   Zawołałem tylko: "Jezu mój...Jezu...jakże teraz chciałbym być z Tobą" - nawet w tym szukam własnej przyjemności...przecież wczoraj miałem być z Panem, a upadłem! Idę do przychodni na pietrze (jeden budynek) z pochyloną głową, mimo głodu (poszczę w piątki): "to dla Ciebie Jezu"...

- Proszę modlić się o dobrego męża i zamążpójście...los może zmienić Matka Boża!

- Proszę modlić się o zmianę nazwiska (mówię pannie o nazwisku Szatan)!

- Nie wolno zajmować się spirytyzmem...właśnie ci ludzie nie wierzą w Pana Jezusa!

- Nie wola własna, ale Moc Boża zmienia nas i daje siłę, a wszystko robione w Imię Jezusa jest nieprzemijające...

- Za zwykłe dobro Stwórca nagradza zwykłym dobrem!

    Teraz rozmawiamy ze świętą babcią, która ma więcej światła niż kilku uczonych! Każde słowo jest bliskie naszym sercom, a Pan Jezus stoi między nami! "Boże, Ty dałeś Światło prostaczkom...to Twoja Mądrość i Wola!"

    O 14.00 głowa prawie pękała, ratunek ujrzałem w działce, samotności z czytaniem Biblii, ale Zły czuwa niezmordowanie. Po wypiciu piwa zacząłem wypalać trawę i ranić rośliny, a nawet spalać małe żyjątka. Całkowicie rozgoryczony wróciłem do domu - jeszcze raz ujrzałem swoją nicość i bezbronność wobec złych sił!

    Ten upadek był wynikiem nieposłuszeństwa, bo nie posłuchałem delikatnego natchnienia, abym "nie kupował piwa!"

                                                                                         APeeL

15.03.1991(pt) Przebłaganie za złych lekarzy...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 15 marzec 1991
Odsłon: 256

 

   6.40 pięknie śpiewa Wioletta Villas: "Tobie, tylko Tobie każdy serca kąt" - tak piękny głos, a nigdy nie śpiewała w radiu dla Jezusa! "Panie Jezu przeznaczam ten dzień pracy jako przebłaganie za złych lekarzy"...

    Ruszam, włączyłem nagrane kazanie radiowe, lecz trzeba zabrać do pracy koleżankę - to drobna przeszkoda, ale tracę intymność. Dzisiaj nie chcę żadnych podarunków, ale w mojej szufladzie jest "Ptasie mleczko" podarowane przez babcię z głębi serca.

   Teraz umęczonemu biedą i brakiem pracy, a dodatkowo nękanym przez właścicielkę domu tłumaczę, aby zwrócił się o pomoc do Matki Prawdziwej, która wie wszystko o was. Trzeba zawołać: "Matko dość namęczyliśmy się z żoną i dziećmi prosimy o pomoc w przydzieleniu mieszkania i pracy!"

    "To będzie zarazem próba waszej wiary...przekona się pan, że mieszkanie spadnie z Nieba, a w sprawie pracy zaczepi ktoś pana na ulicy!"

   "Ptasie mleczko" wręczyłem małej dziewczynce...wielka jest radość dawania! Tuż przed 15.00 bardzo bogata pacjentka dała mi "na piwo!" Tak zostałem ukarany, ponieważ myślałem, że da więcej! W każdej sekundzie życia jestem niczym i nikim - sprawia to Mądrość Boża.

   Zaczynam dyżur w pogotowiu z sercem pełnym tęsknoty za Jezusem - mam chęć zostawić wszystko, czytać i modlić się. Dodatkowo przypomniałem sobie, że o 15.00 należy kierować myśli ku Jezusowi. Właśnie w tym momencie felczer szyderca opowiada o kapłanie, który pomylił przebieg cudu rozmnożenia chleba.

- Pan Jezus jest wyśmiewany na różne sposoby i ty właśnie to czynisz!

   Uciekłem, ale już są wyjazdy: oparzenie dziecka, złamanie nogi, umiera staruszka. W domu tej nieprzytomnej babulinki czułem dobrą energię i niepotrzebnie pozwoliłem wcisnąć sobie pieniądze.

   Zakryłem twarz w karetce pojękując: "Jezu! Jezu!" Po godzinie nadeszła pomoc - podwójną sumę dałem pobitej przez wnuczkę staruszce. Około 21.00 napadła mnie chęć grania w karty i picia wódki, ale nie było zespołu! W tym czasie nie doglądałem pacjentki chorej na grypę oraz dziadka z dusznością...tak przebiegało moje przebłaganie za złych lekarzy!

                                                                                       APeeL

 

14.03.1991(c) Za prześladowców, którzy doprowadzili mnie do Jezusa...

Szczegóły
Autor: APeeL
Opublikowano: 14 marzec 1991
Odsłon: 276

 

    Po przebudzeniu przeżegnałem się i pojękiwałem: "Jezu. Jezu. Jezu"...z powodu ujrzenia w śnie uszkodzonej figury Zbawiciela! Żona wyszła na Mszę św. poranną, a ja w ciszy i na kolanach odmawiałem moja modlitwę: "za prześladowców, którzy doprowadzili mnie do Jezusa".

    Tak chciałbym zapytać jedną z miłych pań, która zawsze przebiega w poprzek mojego przejścia ("latawkę"): jaki owoc przyniesie do Królestwa Bożego? Nie uczynię tego, ponieważ rozgłaszanie cierpienia nie przynosi nagrody.

    Pomyślałem o ludziach szukających mądrości, a Pan Jezus wskazał, że jest nią miłowanie Stwórcy i bliźniego swego! Nic nie szukaj - zrób tylko to! Nie egzaminuj Boga! Nie wiem dlaczego, ale dzisiaj demon atakuje mnie w środku przyjęć pacjentów. To wyraźna próba drażliwości, bo przybyła pijaczka, gubi się karta i naraz weszło 5 pacjentów i do tego same "smutasy"!

   Cóż można zaplanować - jakaś siła pcha mnie do sklepu meblowego - tam właśnie wystawiono piękną wersalkę o jakiej myślałem. Demon nie lubi, gdy zauważy, że to o czym marzymy otrzymujemy od Boga! Lubi, gdy myślimy o naszej zaradności i przypadkowości ("miałem szczęście"). Ponadto nie podoba mu się piękno i dobro zsyłane od Boga i Matki Prawdziwej.

    Takim jak ja podsuwa coś taniego i brzydkiego, aby sprawić rozdźwięk w rodzinie. Przepisuję to 05.04.2023 roku, a właśnie od 3 tygodni - kierowany jego natchnieniami - reperowałem protezę szkieletową. To była strata pieniędzy i czasu z utrapieniem moim i techników dentystycznych...nie znających się na podścielaniu protez.

   Dopiero św. Józef zaprowadził mnie - podczas modlitwy - do kolegi specjalisty. Nie uzupełnia się takich protez tylko wymienia z usunięciem ruszających się zębów. Działanie demona było proste: tkwić w bylejakości z cieszeniem się z forsy w banku. Sam zobacz...

   Starą, ale jeszcze dobrą wersalkę zawiozłem biednemu. Wielka radość spotkała nas obu, bo spali w trójkę. Powiedziałem mu: "nie wiem dlaczego z nieba dali panu tę wersalkę, a mnie nową...proszę zapalić lampkę i położyć kwiaty pod figurką Matki Bożej, bo to jest Jej dar". Teraz rozumiesz atak demona, który nie znosi wyznawców Matki Bożej!

    Czy można coś planować? W barze z piwem spotkałem faceta, któremu powiedziałem, że wszystko jest prawdziwe w naszej wierze...

- Niech pan zawoła do Jezusa i spróbuje zauważyć znaki, wsłuchuje się w natchnienia...nic nie robić wg swojego myślenia. To mały krok rozpoczynający przeszkody, bo diabeł nie zajmuje się "śpiącymi", ale "przebudzonymi"...uderza z mocą w jeszcze słabych.

                                                                                        APeeL

 

  1. 13.03.1991(ś) Wolontariusz Pana Jezusa...
  2. 12.03.1991(w) Jezu, Ty Praw...
  3. 11.03.1991(p) Za brudne dusze...
  4. 10.03.1991(n) Właśnie przybył do Ciebie Pan Jezus...
  5. 09.03.1991(s) Za szkodzących z serca...
  6. 08.03.1991(pt) Święto Niewiast...
  7. 07.03.1991(c) Niemowa...
  8. 06.03.1991(ś) Ważenie wierzących...
  9. 04.03.1991(p) ZA SAMOTNYCH MĘŻCZYZN...
  10. 03.03.1991(n) Monstrancja...

Strona 2169 z 2363

  • 2164
  • 2165
  • 2166
  • 2167
  • 2168
  • 2169
  • 2170
  • 2171
  • 2172
  • 2173

Menu główne

  • Strona domowa
  • Dziennik duchowy
    • Chronologicznie
  • Moja duchowość...
  • Dwa zdania o sobie

Licznik odwiedzin

Odwiedza nas 414  gości oraz 0 użytkowników.

WYSZUKIWANIE

Logowanie

  • Nie pamiętasz hasła?
  • Nie pamiętasz nazwy?