Dzisiaj wyjeżdżamy spod kościoła na wczasy kolonijne organizowane przez s. zakonną z naszej parafii. Ja miałem wielki kłopot, bo nagle musiałem ustawić wszystkow w pracy oraz uzyskać urlop w pogotowiu i w przychodni. Udało się z pomocą Boga Ojca. Dlatego to czytasz...

    Trafiliśmy z żoną i wnuczkiem na masakryczny upał (35 st.), a autobus to stary wrak bez klimatyzacji, nawet kierowca nie miał uchylnej szyby. Udało się być na Mszy św. o 6.30.

    Od Ołtarza Św. popłynie obietnica Boga Ojca (Am 9,11-15) dla narodu wybranego. Natomiast Pan Jezus odpowiedział uczniom dlaczego nie poszczą (Ewangelia: Mt 9,14-17): "Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć".

    Często jako człowiek zapominam o prowadzeniu przez Boga Ojca i podlegam ludzkim emocjom i przekazywanego napięciu od żony. Trwał straszliwy szkwał (mam pokazaną namiastkę cierpienia przesiedlanych wówczas). W tym czasie "żartowałem" do proboszcza, że:

- przy powrocie będziemy wczasowiczów wyciągać z autobusu za nogi

- mam tylko jedną kartę zgonu...podbitą in blanco 

- dobrze, że będzie z nami kapłan

- szkoda, że nie mamy noszy

- kto dał zaświadczenie niektórym, że mogą jechać, chyba przekupili jakiegoś lekarza (pacjentka z cukrzyca przestraszyła się i wyszła, ponieważ mieszkała w pobliżu).

    Żarty żartami, ale siostra przewodniczka dziękowała, że jadę z nimi, bo: zaczęły się "umierania": krwotok z nosa, bóle brzucha, słabości, zdrowego złapała migrena z wymiotami. itd.

                                                                                                                 APeeL