Na wczorajszym dyżurze wyraźnie widziałem pomoc Mateczki Najświętszej...

- udało się zjeść kolację w karetce

- zabrać moją chorą, a właśnie był transport innego pacjenta, nie musiałem jechać oddzielnie

- pędziliśmy do potrąconego przez "Mercedesa" chłopca (9 lat). ale znalazła się "R-ka", która jechała do mojego dziadka z udarem! To było dobro dla mnie i mojego chorego

- Cały czas trafiałem do "bardzo potrzebujących" (bieda i opuszczenie)

- Tuż przed północą znalazłem się u dziadka z zawałem, gdzie był straszliwy bałagan z wielkim obrazem Pana Jezusa w Ogrójcu,a na ścianie bardzo długi ob: Zbawiciel a w Ogrójcu!

    Zabieramy chorego, który umiera, a w tym czasie syn ogląda telewizję. Z łaski pomógł w przeniesieniu chorego i przyjął wiadomość, gdzie jedziemy przy matce "skołowanej" nagłym cierpieniem.

    W drodze powrotnej miałem chwilkę odpoczynku na noszach, a w pokoju lekarskim podczas gaszenia światła na ziemię spadł wizerunek MB Fatimskie! Pan przez to powiedział" "prosiłeś o pomoc, a gdzie podziękowanie?"

   Tak, bo podczas wszystkich wyjazdów pogotowiem spotykałem figury Mateczki Najświętszej! To był znak Jej Obecności w czasie mojego umęczenia. Pocałowałem święte Oblicze Jezusa Pana Jezusa z Całunu i podziękowałem.

    Cała noc w pogotowiu była spokojna, ale rano zerwano do zgonu dziadka...to też pomoc dla tej biednej rodziny, bo wydałem im kartę zgony (nie musieli zgłaszać się do lekarza rejonowego, który wg przepisów musi przybyć na miejsce), z drukiem pojadą bezpośrednio do urzędu!

   To już piątek, a w niedzielę mają Komunię św. wnuczka...wszystko przygotowano na ten moment. Oni nie widzą pomocy, że połączą się te dwa zdarzenia. Zaleciłem szybkie załatwienie pogrzebu (w sobotę).

   Powie ktoś, a gdzie tu pomoc...zważ, że w karetce piłem wrzącą herbatę i jadłem sałatkę: na zmianę stawiałem słoik lub szklankę między stopami...nie wylała się kropelka płynu, a przez całą noc "mucha nie przeleciała" przez pokój lekarski.

   Rano w przychodni (już w piątek) trafiłem na wielki tłum chorych. Wytrwałem do 16.30! Jakże wielu jest potrzebujących:

- renta społeczna oraz z rolnictwa

- zwolnienia dla rolników, bo inni nie dają, a to marne grosze ze zwolnieniem w danym miesiącu z podatku

- zniszczony przez pracę

- drogie leki z szukaniem tańszych (kłopot także dla mnie)

- rehabilitacja

- zaświadczenia do opieki społecznej przy wielkich dochodach "baronów" z SLD

- jeszcze bieganie z ofiarą wypadku (złamany nos), która może otrzymać pomoc u nas (wydatki z przejazdem).

    Młody chłopak wracał z właścicielem samochodu z nocnej zmiany, a tamten zasnął i uderzył w filar mostu. Z oddziału laryngologicznego zadzwoniła lekarka, która udzielała mu pomocy! Zakończy leczenie u nas: laryngolog usunie tampon i sprawdzi nastawienie przegrody nosowej, a chirurg zdejmie szwy!

   Miałem wielką radość z tej pomocy z godziną pisania (dla dokumentacji, bo to był wypadek w drodze z pracy). Jest to zarazem ułatwienie dla komisji, bo mają gotowy opis zdarzenia. Z poszkodowanym była płacząca matka.

- telefony, a to wszystko w wielkiej cierpliwości od Mateczki!

- odezwał się chrapiący dziadek z oddziału płucnego, dzwonił też lekarz z oddziału ginekologicznego.

- na korytarzu zwróciło uwagę dzieciątko przytulone do matki...

- przybyła też starowinka po zwolnienie dla swojego dorosłego syna (rolnik)...

    Z trudem wytrwałem na Mszy św o 18.00 po 27 godzinach pracy z przerwą nocną. Podczas podchodzenia do Eucharystii "patrzyła" stacja Drogi Krzyżowej: "Pan Jezus zdejmowany z krzyża", a to "zdejmowałeś mnie z krzyża!"

    Po zjednaniu z Panem Jezusem siedziałem skulony ze łzami w oczach. Pozostałem na ławce przed kościołem, bo "tak tu dobrze". Później umęczony padłem w sen...

                                                                                                                         APeeL