Przebudziłem się zdenerwowany, bo mam wolne, a w czasie snu cały czas załatwiałam pacjentów wśród których była smutna pani (zmarła niedawno). 

- Śpij, śpij staruszku...mówi żona, ale zaczynamy rozmawiać o cierpieniu. 

   Mnie dalej tropi rozmyślanie o Woli Bożej:

1. Postępuj wg sumienia.

2. Poddawaj się natchnieniom.

3. Oddaj swoją wolę...

     Ładnie się pisze, ale jak to wykonać i jak rozpoznawać natchnienia...pytam sam siebie. Jakby w odpowiedziach napłynął obraz Pana Jezusa Miłosiernego: "Jezu ufam Tobie" Zarazem ujrzałem schematem napływania do nas złych i dobrych natchnień. Wówczas odbywa się bój o decyzję chwilki!

   Oto strona ciemności z zalewem spraw: seksu w małżeństwie, właśnie "wykąpania się", obrazy zdrad oraz wyrzuty sumienia (grzechy już przebaczone). Pomyśl o swoich „kłopotach", grzechach oraz „zadaniach życiowych”! One służą odwracaniu uwagi od życia wiecznego.

   Strona Boża: naucz się "Wierzę w Boga", a w ręku znajdzie się książeczka do nabożeństwa. Dla początkującego ten bój nie jest łatwy, ponieważ tacy nie wiedzą, że w ich głowie „buszuje” przeciwnik Boga Ojca.

   Teraz w kąciku kościoła mówię: „Oto jestem u Ciebie Jezu, na Twoje wezwanie i na Twoje pozwolenie, przyszedłem podziękować Ci za wszystko!"

    Podczas powrotu zgubiliśmy się. Wówczas chodzi o zdenerwowanie, odebranie pokoju z budzeniem zwątpienia. Serce waliło, sapałem, pot lał się po całym ciele. Dodatkowo w żonie wrzało, bo nie lubi moich eskapad po kościołach: „zawsze robisz mi niespodzianki, zapamiętam do końca życia"! Już wiem, że  zawsze muszę robić to, co ty chcesz...odpowiedziałem.

   Napływa: „zobacz jakiego  trudu podjął się Mojżesz! Dziwiłeś się, że zabijał: tak, zabijał tych, co szemrali. Z tobą jest żona, a ile masz kłopotu?" Jasno widzę szkolenie. Prowadzi mnie Jezus pokazując przebieg Drogi Życia, która od początku powinna być Bożym Szlakiem.

     Większość ludzi szuka ułatwień, zbacza ze szlaku, męczy się: ten mówi idź tędy, a tamten pokazuje inną ścieżkę (chociaż sam jej nie zna). Na ten moment idziemy taką pod górę: dokąd prowadzi? Po chwilce jest ułatwienie w postaci płytek betonowych.

   Płynie modlitwa, a ja proszę o prowadzenie przez Ducha Świętego! W serce wstąpiła siła: „Panie Jezu przyjmij moje zmęczenie i złość żony. Tutaj od lat mieszkają ludzie, którzy codziennie tak się męczą". Panu Jezusowi oddałem moją słabość. Przypomniał się obóz Sybiraków, gdzie tylko jeden modlił się po nocach! Pan na pocieszenie dał widok siostry zakonnej podobnej do s. Faustyny, nawet miała podobną figurę. 

   Teraz wcześniej jesteśmy na nabożeństwie wieczornym: och jak tutaj jest pięknie i właśnie płynie litania do Jezusa! Kapłan wprost krzyczał: „Jezu, Jezu!”, a podczas błogosławieństwa Monstrancją czułem, że idzie do mnie! W czasie Mszy św. poprosiłem Jezusa o znak dla syna, może ostrzeżenie lub krzyk w nocy!

  Cały czas trwała błogosławiona cisza...aż dzwoniła w uszach. W tej ciszy nie potrzebne są słowa, bo wówczas Bóg mówi do nas! Później w wyłożonej księdze napisałem: „Dzisiaj, Pan Jezus zaprosił mnie tutaj - do Świętej Ciszy!"

   Po Komunii św. stałem w tyle kościoła z zamkniętymi oczami, a po ich otwarciu stwierdziłem, że kapłani siedzą w ciszy z ludem. „Nie dojdzie do świętości dusza gadatliwa" – pisze Faustyna. W duszy milczącej Duch św. działa cały czas - chodzi o świadomość siły milczenia. Zarazem znam wielu milczków, którzy nie wierzą w Boga.  "Dziękuję Ci Jezu za te wakacje. Dziękuję!" 

   Dziewczę w Sopocie śpiewa, że ​​każdy dzień jest objawieniem...tak, dla mnie każdy dzień jest objawieniem Prawd Bożych! „Jezu idź przeze mnie do innych!"…

                                                                                                                APeeL