Gong naszego telefonu stacjonarnego może obudzić trupa lub wywołać bicie serca, a zawsze sprawia rozdrażnienie. Dzisiaj twardy sen, bo siedzę po nocach przerwało bardzo miłe „bim-bam” w mózgu. Ile możliwości ma Bóg Ojciec. Przecież tak jest budzone dziecko przez ziemskiego tatę.

   Zaczynam ten zapis z już odczytaną intencją, a z telewizji płyną obrazy dające jej potwierdzenie: żołnierze wskakują do okopów oraz ratownicy wysyłani do pomocy (kopalnie i w górach). W oczach pojawiły się łzy, bo Pan „mówi” tak  codziennie.

   Po ciężkim dyżurze dalej pracuję do 18.00. Dużo ludzi, a dodatkowo wysyłają z pogotowia (dwa zespoły na wyjazdach): do babci ze złamaniem ręki, zasłabnięcia oraz alkoholika z zapaleniem trzustki...

   W nawale i smutku wołałem tylko: „Mamo, Mamo”, a towarzyszyła mi piękna muzyka z radia w karetce. Z pomocą Bożą przetrwałem 3 dni. W kościele pobrałem karteczkę na paczkę dla chłopczyka i napisałem do niego list od Boga. Pragnę obdarować też biednego z Boskiej Woli...to jest zarazem nazwa mojego charyzmatu.

   Jeszcze misjonarze: „posyłam was”. W gabinecie lekarskim przez 20 lat towarzyszył mi Pan Jezus Gliniany...płaskorzeźba wykonana zniekształconą ręką pacjentki przebywającej w Instytucie Reumatologicznym w W-wie, gdzie się specjalizowałem.

   Wołałem za jej duszę na Mszy św. Przy okazji podziękowałem tym, którzy pomagali mi w różnych sytuacjach: podwiezienie, podniesieni krzyża leżącego na b. trasie E7, a także tym, którzy kiedyś przyprowadzali mnie do domu z powodu upojenia alkoholowego.

   Dzisiaj napisałem pismo do dyrekcji (drugi zespół pod jednym dachem) w sprawie nagłego wysłania mnie (23 listopada 2005 r.) na wyjazd do wypadku ze ofiarą śmiertelną. Kolega Kurd lek. Ayoub Sayed przybył na poranny dyżur, który opuścił wskazując, że ja będę go zabezpieczał („tak mu się przesłyszało”). Nigdy nie dyżuruję w środy i piątki (praca w przychodni o 7.00 – 18.00) z nawałem pacjentów, często umawianych na ten dzień.

    Zasada jest kardynalna; przy zamianie dyżuru lub oddaniu każdy potwierdza to podpisem (na grafiku wiszącym w dyspozytorni pogotowia). To już drugi taki dyżur, którym obdarował mnie kolega rano (7.30-15.00). Uciekałem przed nim, gdy prosił o jakąkolwiek zamianę.

   Od personelu i dyrektorki dowiedziałem się, że miał mój podpis (dodatkowe kłamstwo). Zaznaczyłem, że na dyżur mógłbym się nie zgłosić;

- jako pijany (od dwóch lat mam odjęty nałóg)

- w zapomnieniu (jeszcze nie mam otępienia)

- lub w wypadku nagłej śmierci.

    Następstwem jego nieodpowiedzialnej decyzji jest niechęć personelu do mnie oraz strata , bo otrzymałem mało dyżurów w lutym i marcu. „Jeżeli zawiniłem proszę o ukaranie jawne z zawiadomieniem. Tego wymaga nasza etyka zawodowa i zwykła sprawiedliwość”...

                                                                                                                                   APeeL