Całą noc trwała ulewa. Z żoną trafiliśmy na pierwszą Mszę Św. a w kościele zauważyłem pieska, który biegał "tam i z powrotem", całkowicie zagubiony. Kiedyś tak było z gołębiem...spotkałem go jeszcze wieczorem. Jednak sam nigdy nie wyleci z otwartego kościoła i muszą go zabić.

    Dzisiaj Pan Bóg przekazał nam Przykazania, a jutro będzie ślub syna. Przywiozłem ich na następne nabożeństwo, wróciłem po nich, ale nie zauważyłem, bo spowiadali się w bocznej nawie. Przyszli całkowicie zmoczeni. Syn po ślubie ma wrócić do szpitala na krótką wizytę.

    Szukałem intencji, aby rozpocząć modlitwy, a w sercu zagubienie syna i moje podczas jazdy, bo pomyliłem prostą trasę...zamiast do Radomia pojechałem w kierunku Warszawy. Teraz, gdy opracowuję te dni kilka razy "patrzył" ze zdjęcia z wnuczkiem.

    Dalej trwała ulewa, a właściwie oberwanie chmury...w sercu powodzianie. W "Gazecie wyborczej" jest zdjęcie Połańca z rowerzystą, który ma zalane koła, a woda jest w domach. Trwa zagubienie powodzian, bo nie otrzymują znikąd pomocy.

    Pojechałem na Mszę św. wieczorną w intencji syna. Podwiozłem dwie babcie, które nie zabrały parasoli. Wyprowadziliśmy zagubionego psa z kościoła, który przebywał tam od rana.

   21.30 W telewizji „Polsat” popłynie reportaż - ze strasznymi obrazami - o egzorcyzmach i uwalnianiu opętanych. Jeszcze chory tracący wzrok (retinitis pigmentowa) relacjonujący swoje zagubienie.

    Kończy się dzień, a smutek zalewa serce, bo ujrzałem zagubienie - bezrobotnego z liczną rodziną poprzez gołąbka ze złamanym skrzydłem - do braci i sióstr na świecie (całych narodów)...

                                                                                                                             APeeL