Dzisiaj wybrałem się na Godzinki przed Mszą św. poranną. Wyszedłem w ciemność i deszcz, który dudnił na parasolu. W tym czasie prosiłem Pana Jezusa, abym wypełniał Wolę Boga Ojca.

    Przez chwilkę rozmawiałem z panią, która atakuje męża z powodu jego codziennego uczestnictwa w Mszy Św. To sprawiło moje rozdrażnienie. Dziwne, bo dzisiaj, gdy to przepisuję (07.12.2018) rozmawiałem z moim proboszczem, który nie chce zaprosić mających zdrowie i czas na codzienną Mszę Św.

    Nie mogę tego pojąć, bo jest to największa łaska Boga Ojca dla nas na tym zesłaniu, a nie obowiązek. Jak dostaniesz Światło i łaskę wiary to będziesz przychodził do Domu Pana dwa razy dziennie. Większość czas dla Boga stawia na szarym końcu i zostawia to na starość...to podsuwa Przeciwnik Boga.

   Przykro mi, bo już jest towarzysz (osoba towarzysząca mi). Napływa pokusa wychodzenia z kościoła, a nawet uciekania, ale Pana Jezusa też śledzono. Przykro mi, bo to sprawia rozproszenia.

   Władza wciąż nie wierzy, że mam łaskę wiary, bo u nich religia to "opium dla ludu", a chodzenie do kościoła jest udawaniem…z ładnym klęczeniem, a nawet uczestnictwem w Eucharystii. W tym czasie sami wierzą w szczęście pod warunkiem, że ich "związek bratni ogarnie ludzki ród". 

   Od Ołtarza św. popłynie zapowiedź proroka Izajasza (Iz 11,1-10) o przyjściu Pana Jezusa („Różdżka pnia Jessego”). W tym czasie Jan Chrzciciel stwierdza, że jest niegodny zawiązać rzemyków u sandałów Pana Jezusa!

    Sam siebie pytam o moje uniżenie, potrzebę wyrzeczeń, bo jestem nie godzien wezwania przez Boga. W jednej sekundce moją duszę i serce zalała bliskość Ofiary Pana Jezusa! Moje serce znalazło się blisko Serca Pana Jezusa i chciałbym Mu wynagrodzić ludzki fałsz, obelgi...i to, że wybrał właśnie mnie, nędznika!

   Wprost omdlewałem, a dodatkowo popłynie przepiękne wołanie ludu o pokój. Padłem na kolana i powtarzałem: „nie jestem godzien, nie jestem godzien”. Dzisiaj Ciało Pana Jezusa przyjmuję w dziękczynieniu za wszystkie łaski.

    Nasz kościół jest martwy...nawet poruszano to w homilii. Nigdy nie słyszałem wspomnienia o Szatanie...głównym wrogu Boga Ojca! To dlaczego Bestia nie atakuje innych kościołów, gdzie wyznawcy kochają się nawzajem.

    Uważałem, że atak złego skończył się wczoraj, ale to pomyłka. Powstała sprzeczka dotycząca miłości ziemskiej i do Boga Ojca, którego "będziesz miłował z całego serca swego". Uciekłem z wołaniem: „Jezu! Jezu mój! Nie można złączyć miłości do Ciebie (celibat) z miłością ziemską. Dlatego kapłan nie może mieć żony! Serce zalała pustka z kręceniem się ("nie wiem, co mam robić"). To ewidentny atak demona, a dodatkowo w głowi Michnik i Turowicz.

   Teraz czytam o pobożnych Żydach (chasydach): „Bóg stworzył świat, Bóg jest nieustannie obecny...wszystko, co robisz musisz robić z myślą o Bogu!” Napłynęła bliskość z tymi ludźmi, ale Pana Jezusa nie ma już w Izraelu.

   W art. „Nie z tej ziemi” starsza pani kontaktuje się drogą radiową ze zmarłymi. Ona właśnie stwierdza, że „życie nie ma końca, że nie istnieje śmierć'', a to są moje stwierdzenia bez telefonu.

    Teraz w koronce wołam „za tych, którzy nie dziękują Panu Jezusowi" i nagle podczas tych wołań odkryłem, że ja mam wszystko". 

    „Przepraszam Panie Jezu za tych, którzy nie mają czasu dla Ciebie". Napływa MB z Medziugorie, która zawsze dziękuje za wysłuchanie Orędzia! W tym czasie ucałowałem krzyżyk i medalik z mojej piersi. Nawet za ta łaskę podziękowałem…

                                                                                                                             APeeL