Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu z rozterką: czy być na Mszy św. o 6.30 czy spokojne spożyć śniadanie? Wybrałem Mszę św.! Teraz "patrzy” krzyż z wyjętym gwoździem...”dajesz mi ulgę, wyjmujesz mi gwóźdź”. Dodatkowo na tablicy zauważyłem informację o pomagających uzależnionym. W czytaniach przypomniano, że jedni mamy służyć drugim.

     Podczas dyżuru w pogotowiu (pokój lekarski to piwniczna izba z dwoma łóżkami i stołem) pojawiła się pierwsza "duchowość zdarzeń": 

- kolega chirurg po wyspaniu zasiadł do śniadania, ale stwierdził, że nie ma chleba. Ja wcześniej poprosiłem, aby żona dała mi więcej...z delikatności przyjął tylko jedną kromkę, a po dyżurze zostanie mi jeszcze cała kanapka.

- po chwilce poproszę go o konsultację, bo trafiłem na pijanego z urazem głowy.

  W tym czasie personel przygotowywał sobie obiad, bo jeden z kierowców jest specjalistą od przyrządzania ozorów. Kolega Kurd Abaud Sayet mówił, że przydałbym się w hospicjum, bo tam potrzebują „Słowa Boga”, a on jest niewierzący.

   Zbadałem umówioną żonę policjanta, kandydatkę na kierowcę, bo pracuje i nie mogła przybyć do przychodni. Wczoraj byłem na wizycie - w wiejskie chatce - u babci chorej „na starość”, która męczy z tego powodu męża. Nie wiedziałem, co mam jej podać z powodu infekcji i jak zrealizują receptę.

   Nagle w torbie, a była już g. 16.00 znalazłem MB Uzdrowienia, a wówczas przypomniałem sobie, że posiadam zastrzyk Gentamycyny oraz Diprophos. Dzisiaj podjechałem i sprawdziłem jej stan...efekt był piorunującej!

   Zaczepił mnie znajomy, którego leczą na anginę, a prawdopodobnie cierpi na mononukleozą zakaźną (choroba wirusowa). Daje także białe czopy na migdałkach, ale charakteryzuje się - oprócz objawów infekcji - wielką i długotrwałą słabością (do 6 miesięcy). 

   Przypomniała się Msza św. w Sanktuarium, gdzie ostatecznie wróciłem do Boga (Lewiczyn)...upadła przy mnie babcia z rozrusznikiem serca. Po czasie doszła do siebie i zaprowadziłem ją do Komunii św.

   Ja w tym czasie doznałem pragnienie śmierci - po przyjęciu Wiatyku - w warunkach godnych i takiego odejścia do Pana. Dawniej były to modlitwy i śpiewy bliskich przy zapalonej gromnicy. To przykład śmierci dobrej i godnej. Większość...nawet wierzących traktuje naszą śmierć (odejście duszy do Boga Ojca) jako koniec i boi się kapłana („co? Już będę umierał?”)

   Kończę ten zapis, a hydraulicy reperują dopływ wody i schody do pogotowia, kierowca naprawił zamek mojego samochodu, a pacjentka przekazała mi niepotrzebne leki. Tuż przed północą pomagałem dyspozytorce pogotowia w rozwiązywaniu krzyżówki. Jakże pięknie Pan Bóg to wszystko urządził... 

   Ogarnij cały świat...mamy służyć jedni drugim, a co robimy? Przed oknem uczniowie przenieśli swojemu koledze "fiacika" i postawili go pomiędzy drzewami…

                                                                                                                                  APeeL