Ciemno i zimno, a kaloryfer nie działa...dodatkowo zrywa budzik o 5:40, a kusi ciepłe łóżeczko. Jednak miałbym niesmak, ponieważ ten dzień pragnę poświęcić Panu Jezusowi. Nawet prosiłem, aby Pan był ze mną w pracy.

      Podczas czytania Słowa św. Paweł powie (Hbr 2,14-18), że: "Pan Jezus musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu. W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom".

      Jakby na ten czas Pan Jezus w Ewangelii (Mk 1,29-39) przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja, gdzie uzdrowił teściowa Piotra, a "Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi".

      Po Eucharystii serce i duszę zalał pokój i słodycz z pragnieniem pozostania tutaj! Wołałem tylko: "Panie, jestem cały Twój na wieczność"! W tym czasie napływało Królestwa Bożego, a tu trzeba jechać do przychodni, gdzie jest szum, kłótnie i bałagan.

     Faktycznie trwał napór, właśnie wprowadzono umierającą babcię, którą kolega - na wczorajszym dyżurze - nie zabrał do szpitala...zalecił leczenie u swojego lekarza z wykonaniem rtg płuc, a kobieta była umierająca.

       Podałem jej adrenalinę oraz 500 mg hydrokortyzonu dożylnie i wezwałem kolegę, który wczoraj tak postąpił. Musiał dzisiaj jechać do szpitala, gdzie zmarłą w izbie przyjęć. Dalej trwała moja udręka, bo już 15.00, a płacze bogata, dorobili się, a mąż ma zanik mózgu.

     Wielki smutek zalał serce, bo napłynęło moje dręczenie żony, bezrobotni, zwalniani z pracy...nawet kierowcy TIR-ów, chorzy, biedni...to cierpienie nie ma końca. Koronka do Miłosierdzia Bożego była w intencji tego dnia.

     Sam zesłabłem, a już na początku dyżuru w pogotowiu (od 15.00) trafiłem na napad kolki u zakonnicy z jedną nerką, niedokrwienie mózgu u dziadka, chore dzieci oraz babcię z podejrzeniem zawału!

      Ile ludzi wymaga pocieszenia! Czas na modlitwę, a tu śmiertelna senność, dodatkowa po rozebraniu się wezwano na wyjazd! To dzień ścisłego postu w intencji pokoju na świecie, przebudziło pragnienie. Jakże smakuje zimne mleko.

     Z tego wszystkiego w nocy wołałem powtarzając "Tato" z dziękowaniem Panu Jezusowi za to, że babcia nie umarła w gabinecie i za to że w nocy nie musiałem jechać z chorym policjantem, ponieważ mają swój szpital w Warszawie. Zapalenia płuc nie muszę asekurować, a w szpitalu mieli pretensję, że nie wiozłem go osobiście. Oni tworzą swoje struktury, a obarczają "prostaczków". Zabrano mi radość, bo pracowałem z sercem...

                                                                                                                                APeeL