Wczoraj wieczorem byłem na drugiej Mszy św. (za ten dzień), ponieważ dzisiaj mam dyżur w pogotowiu. Jeszcze rano, gdy usłyszałem dzwony kościelne grające „Anioł Pański” serce było bliskie Najświętszego Serca Zbawiciela. Dusza pragnęła Mszy św. ale ciało wybrało swoje radości...taka jest nasza nędza.

    Pierwszą pacjentką była moja chora z zapaleniem płuc, która poprawiła się. Trafiłem też do bogacza przestraszonego śmiercią. Później nastał spokój i udało się wysłuchać dzisiejszej Mszy św. radiowej.

   Popłakałem się podczas śpiewu psalmu 103: „Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia”. Za psalmistą wołałem z dziękczynieniem za wszystkie dobrodziejstwa Boga Ojca oraz za wczorajsze zmiłowanie się nade mną z odpuszczeniem grzechów oraz wielokrotnym uratowaniem od zguby. Wiem o tym, bo jeszcze po tym czasie mogłem zginąć (przepisuję to 14.11.2020 r.).

    W tym psalmie padną też słowa, które znam na pamięć i często mówię do pacjentów:

„Miłosierny jest Pan i łaskawy,
nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy.
Nie postępuje z nami według naszych grzechów
ani według win naszych nam nie odpłaca”...

    Kapłan wspomniał o naszej marności. Wiem to szczególnie po latach, bo sam z siebie nic nie mogę uczynić. Można powiedzieć, że jestem k i e p s k i (wczoraj oglądałem kawałek tego głupiego serialu „Świat według Kiepskich”). Próbowwałem odmawiać moją modlitwę w intencji tego dnia, ale zaczęła się „jazda”;

trafiłem do 90-latka, który miał wiele skarg, ale główną było ogólne osłabienie (dwa lata wstecz przebył rozpoznany nowotwór); lekarz rejonowy nie chce go leczyć, nie chce iść do szpitala, a po zabraniu nie został przyjęty…

- policja wezwała mnie do samobójcy, wisielca 22 lata...las, wysokie drzewo, gapie i rodzina, zimny trup. Mamy obowiązek - takich wypadkach -  stwierdzać zgon.

- w drodze powrotnej złapaliśmy gumę...o 15.00 tuż przy wiejskiej kaplicy, gdzie odmawiano koronkę do Miłosierdzia Bożego. Wyobraź sobie moje zadziwienie, bo Pan Jezus Miłosierny spoglądał na mnie przez otwarte okno karetki!

- w czasie modlitwy trafiliśmy do nędznej chatki z całkowicie głuchym dziadkiem z niewydolnością krążenia. Tam rozmawialiśmy z jego żoną o życiu przyszłym, a okazuje się, ze kochają to życie!

- trafiliśmy też nagłego zgonu 61-latka z zaskoczoną i zrozpaczoną rodziną, starem się pocieszyć ich, opowiedziałem o przeżyciach ożywionego lekarza.

- teraz jesteśmy w „psiej budzie” z dziadkiem, który grzebał w śmietnikach i wszystko znosił do domu.

   Zabrałem go do szpitala, a w tym czasie odmówiłem całą modlitwie, ale to jeszcze nie koniec, bo po kolacji znalazłem się u młodego osłabionego zatruciem pokarmowym oraz do ciężko chorego z tętniakiem po zawale serca zakwalifikowanego do operacji.

    Jeszcze sprawa babci (widziałem ją kilka razy żebrzącą w Warszawie), która jest właścicielką willi z której chce wyrzucić synową z wnuczkami (po śmierci swojego syna)...

                                                                                                                              APeeL