Smutny czas, bo odsypiam dyżur, zabrana radość życia. Nawet Msza św. była pusta. Pragnąłem spowiedzi, ale nie było „mojego” kapłana. Podawano łamaną Eucharystię z ostrymi zakończeniami. To nawet raniło. Pan mówił, że nie chce łączyć się ze mną w tym stanie, bo „opuściłem śliczne niebo, a wybrałem barłogi”.

    Pan Jezus nigdy się nie śmiał, nie ma wzmianki...tylko jako Dzieciątko był radosny. „Boże niech się męczę, należy mi się to cierpienie”.

   Przykro mi, bo w poniedziałek wygoniłem rolniczkę (mróz), która przybyła po zwolnienie lekarskie. To grosze, nigdy tego nie sprawdzali, bo rolnicy byli traktowani jak w sowietach (jako inicjatywa prywatna, wrogowie, gorsi). „Patrzył” wówczas wizerunek Matki Bożej Dobrego Zdrowia, który miałem na biurku lekarskim. Tak wrócił ból z powodu mojej ważności i podłości.

    Wieczorem Pan poprosi o czystość („spojrzy” porcelanowa figurka Zbawiciela padającego pod krzyżem). Chodzi o to, że cały świat jest przesiąknięty seksem. Czystość się wielkim darem dla Boga Ojca w tym zgniłym świecie. W moim wypadku tak małe wyrzeczenie, a tu przeważa przyjemność z niesmakiem. Tak będzie chyba do końca mojego życia...

    To huśtawka, konflikt dusza/ciało...płaczesz z powodu grzechu przed Panem, ale robisz swoje. To śmiertelny bój pomiędzy pierwiastkiem wiecznym i Bożym oraz ciałem gorszym od zwierzęcego, bo tam jest współżycie dla rozmnażania się, a nie dla szukania grzechu...także w małżeństwach, bo wiele stosuje różne figury i robi eksperymenty.

    Zwykli ludzie nie mają takich dylematów i nawet nie grzeszą (nie mają poczucia grzeszności). Nieświadomość daje małą odpowiedzialność, a zawołanie i wybranie oznacza wyrzeczenia…

                                                                                                                            APeeL