Dzień matki ziemskiej

   Powiem Ci, że nadawałbym się na polityka. Potwierdziła to żona, której obiecałem pójście na nabożeństwo majowe pod pachę lub trzymając ją za rękę. Dodała, że wyjdzie wcześniej, bo i tak się wykręcę.

    To fakt, bo jeszcze niedawno miałem duszę Rafałka Trzaskowskiego, który nie spełnił wszystkich obietnic, ponieważ „były rozłożone na lata”. Ja na jego miejscu obiecałbym wszystkim szczęście pod warunkiem, że będę wybrany na dłużej...jak w Korei Północnej. Czy tam ktoś narzeka?

    Pełni Obłudy obnażają się coraz bardziej, nawet „Stokrotka” nie wytrzymuje nerwowo i chciała pobić „przesłuchującego”. To tyle ironezji podrzemkowej...

    Przypomniały się poranne słowa mojego prof. teologii św. Pawła (Dz 20,17-27), gdzie mówił ode mnie; „Wy wiecie /../ Jak służyłem Panu z całą pokorą i wśród łez i doświadczeń, które mnie spotykały z powodu zasadzek Żydów”.

    Dla mnie takimi „żydami” (w senie fałszu ludzkiego) są koledzy, utytułowani lekarze z Izby Lekarskiej, którzy stoją na straży prawa. Ostatnio prezes NIL-u spotkał się z zasłużonym Tomaszem Grodzkim, marszałkiem Senatu RP, którego tatuś pracował w UB.

   Słuszne zarzuty o łapownictwo; to posądzenie wymagające kierowania spraw do sądu, a jest to kardynalna zasada czerwonych. Głupia, bo się demaskują...

   Jako lekarz widziałem jego „empatię” w stosunku do b. marszałka Stanisława Karczewskiego, który zrezygnował z tej funkcji i wracał do pracy w szpitalu. Świecił oczkami, przytulił biedaka i prawie chciał go pocałować..

   W mojej pracy był podobnie „miły” kolega, „ordynator” z pierwszym stopniem specjalizacji. Podczas pracy jeździł do domu i przyjmował chorych „prywatnie”, a mnie wzywano do jego umierających. Nie mogłem odmówić, bo miał moc obecnego marszałka.

       Wróćmy do św. Pawła, który kontynuował wywód płynący z mojego serca; „Ja nie uchylałem się tchórzliwie od niczego /../”. Tak było, bo kolega powalił krzyż (wg prokuratora „drzewo”), krzyża broni tylko głupi...taką otrzymałem zapłatę.

   Padły też najważniejsze słowa św. Pawła; „ja zgoła nie cenię sobie życia, bylebym tylko dokończył biegu i posługiwania, które otrzymałem od Pana Jezusa: bylebym dał świadectwo o Ewangelii łaski Bożej”.

    Dreszcz prawdy przepłynął przez serce, a to świadczyło o intencji modlitewnej tego dnia. To posługiwanie nie ma nic wspólnego z naszym sługusostwem lisom i dworakom...w czynieniu zła. Pastor Robert Biedroń pragnie rozdziału pragnących Prawdy od zaprzedanych poganom.

    W czasie Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus wskazał w Ew. (J17, 1-11a) na pragnienie, aby każdy z nas cieszył się życiem wiecznym. Wołał też do Boga Ojca za powierzonych Mu, a dzisiaj czuję się takim. To trudny język, mistyka mistyków niezrozumiały dla normalnie wierzących.

    Eucharystia przewijała się w ustach, pływała jak woalka, a bardzo to lubię. To była zapowiedź dobrego dnia z Bogiem Ojcem. Teraz jest czas jechać na nabożeństwo majowe z ponowną Mszą Św. w intencji duszy zmarłej matki po której odmówiłem moją modlitwę...w intencji tego dnia.

                                                                                                                             APeeL

 

 

Aktualnie przepisane...

25.08.1991(n) Za zawołanych przez Boga, którym nie będzie już dobrze na ziemi...

    Na dyżurze lekarskim w pogotowiu...tuż po północy trwałem na modlitwie przed ogniskiem, które rozpalił personel (placówka była w środku lasu). Zaczął kropić deszcz, a wówczas nie ma wezwań. Podczas rannego powrotu do domu w samochodzie słuchałem nagranych słów s. Faustyny o Imieniu Jezusa („Tego, który zbawia”).

   To Imię wywołało skurcz ser­ca i łzy, a podczas otwierania drzwi garażu ujrzałem zaślepienie świata! Nie ma nic ważniejszego od boju duchowego o dusze ludzkie. Przecież tak było z uratowaniem mojej...

    W domu padłem na kolana i odmówiłem „św. Osamotnienie Pana Jezusa” z wołaniem do Boga, aby miał miłosierdzie nad potrzebującymi przebudzenia duchowego. Jak ciężkie brzemię (krzyż) otrzymałem, bo nie mam miejsca na modlitwę, a na dodatek czekał zastawiony stół!

   Wierz mi, że żyjesz sobie, cieszysz się i jest ci dobrze, bo nic nie wiesz o świecie nadprzyrodzonym! Nigdy nie będzie ci już dobrze na ziemi, gdy zostaniesz zawołany przez Boga Ojca...

   Po Mszy św. radiowej z kazaniem o kłosach  w płaczu pochylonych ku ziemi...zapragnąłem modlitwy. Na kolanach popłyną wołania podczas biczowania Pana Jezusa; „Boże litości i miłosierdzia, dziękuję, bo to było także za moje zbawienie".

    To są momenty intymne i nie chciałem, aby żona widziała łzy w moich oczach; „Jezu mój, Jezu mój!”. Powalony w ciele zapadłem się w fotel. Można to przyrównać do kogoś zmiażdżonego nieszczęściem (w  zrozumieniu ludzkim).

   Szatan przeszkadzał w wyjeździe do sanktuarium MB Pocieszycielki Stropionych, gdzie ostatecznie wróciłem do Boga. W samochodzie słuchałem słów Pana Jezusa do s. Faustyny, że przenika serce, Jego oblubienicy. Ja odebrałem, że płynie to także do mnie...

   Na ten czas zalał mnie rozdrażnieniem i złością z powodu towarzyszy od „towarzyszenia”, ale przypomniałem sobie, że dzień ofiarowałem Panu Jezusowi. Pomogło odmówienie „św. Poniżenia Pana Jezusa”. Natomiast w sanktuarium podsuwał sceny erotyczne. Zobacz możliwości Belzebuba.

   Przeważył piękny śpiew kapłana i chrzest dzieciątka oraz moje zawołanie; „Matko pomóż!” W tym czasie padł na mnie błysk światła z lampy aparatu fotograficznego; „mam stać się jak to dzieciątko”. Jakże to wszystko jest proste i piękne.

   Po przyjęciu Eucharystii w ser­cu zapanowała miłość i pokój w poczuciu niegodność tej łaski! Jaki sens miałby świat i życie bez tej okruszynki Chleba Życia?

    Po powrocie do domu zapragnąłem modlitwy, ale nie miałem do tego warunków, córka kłóciła się, a po ucieczce do suszarni w piwnicy bloku...pod jej okienkiem zaczął jeździć obcy chłopiec. Nawet na działce nie nie zaznałem spokoju i w rozpaczy zasnąłem w samochodzie. Lekceważy się moc Szatana, a nikt nie woła; „Matko pomóż! Jezu bądź ze mną!”

    W telewizji pokazano tych z którymi jest Pan Jezus; ks. Eugeniusza Nowaka z narkomanami chorymi na AIDS oraz dzieciątka z porażeniem mózgowym, a są to odpowiedniki chorób naszych dusz. Padłem na kolana z pragnieniem zbawiania dusz, a na ten moment do pokoju wpadła córka.

    Wieczór, wreszcie nastał spokój, ale właśnie rozlała dzban z wodą. Uciekłem na zewnątrz i wpadłem na pijanego ateistę...”Jezu mój! Jezu!” Podczas szukania ukojenia trafiłem pod figurkę Matki Bożej, gdzie przeczytałem niedawno założony napis; „Módl się za nami grzesznymi, którzy się do Siebie uciekamy”.

    Popłakałem się współcierpiąc z opuszczonym Panem Jezusem; „Kto Cię Jezu zrozumie. Ty, który zostałeś odrzucony przez własny naród, własną świątynię, osaczony, śledzony...z morzem pogan wokół!” Łzy same leciały na ziemię. Jasno zaświecił księżyc, wróciłem do domu, gdzie była już cisza i ciemność.

    Z natchnienia otworzyłem „Apel Miłości”, gdzie Pan Jezus powiedział do mnie; „z miłości do dusz jestem więźniem w Eucharystii /../ aby ludzie mogli przyjść do Mnie /../ Przy­jaciela, który ich nigdy nie opuszcza. /../ Przyjdźcie więc do tego, który waszej duszy może wrócić siły i zdrowie. /../ Nie oddalajcie się więc od Niego, On jest waszym życiem”...

    W tym zjednaniu z Panem, pełen smutku poszedłem spać.

                                                                                                                       APeeL