Zawsze po poście (w środy i piątki w intencji pokoju na świecie) mam pragnienie spotkania z Panem Jezusem i przyjęcie św. Hostii. ale teraz smakuje śniadanie.

    Pan jest dobry, bo mam świeży chleb baltonowski (przywożą z odległości 35 km), twaróg z ziołami, pasztecik i bułkę z budyniem!   

    Wielu chorych jest nasyłanych na mnie przez złego. Powiesz, że to niedorzeczność ale musisz zrozumieć, że ja jestem przeciwnikiem szatana. Mówię o nim i ujawniam techniki jego działania, bo jego nie ma!

    Tak samo jak nie ma służb specjalnych. Jakie służby? Przecież to urojenie? Wszędzie widzieć spiskową teorię dziejów! To takie mydełko na oczy. Przecie towarzysze nie po to zabili 200-300 milionów ludzi, aby teraz oddać władzę i trafić tam, gdzie jest ich miejsce czyli na fotel, ale elektryczny.

     Piszę, a żona powoduje raz za razem spięcie. Wyobraź sobie ileś woltów, które zatrzymują serce, a ciało tańczy od kurczów mięśni. Szatan ma podobne metody działania. Jego nie ma, a jak umrzesz z przepracowania to przecież nikt na niego nie wskaże!

     Z chorymi wymagającymi opisów na rentę umawiam się na środy i piątki, a oni przychodzą jako pierwsi w czwartki! Pacjentce załatwiłem miejsce w oddziale rehabilitacji, podałem przez znajoma zlecenie na transport. Czekała, ale nikt nie przyjechał! Dzisiaj ze zdenerwowania dostała zaburzenia rytmu serca i karetka znalazła się.

    Seria, bo następny ma migotanie przedsionków. Jest karetka, ale bez obsady, bo kolega kierownik nie dotarł na dyżur z innej pracy. Trwa udręka, a zegarek po upadku wskazywał „lepszy” czas.

    W środku bałaganu zadzwoniła pacjentka i prosiła o imiona mojej całej rodziny, ponieważ jedzie do Watykanu i ma załatwić takie błogosławieństwo u JP II! W czasie pocieszania pacjentki, która przeżyła czwarty  pogrzeb w rodzinie...w krótkim czasie wniesiono osiem kart chorobowych. Pacjentka wróci jeszcze na końcu przyjęc, bo zmienił się właściciel zakładu (w ten sposób panowie tego świata nie płacą podatków).

    Wracam do domu o 15.00, a ból zalewa serce, bo mam wielkie pragnienie modlitw, a nie znam jeszcze intencji. Syn zabrał jeszcze ciepły samochód, bo właśnie rodzi się wnuczek. Trwa smutek. Wołam skulony do Boga i nie pragnę niczego więcej oprócz modlitwy.  Tego nie można przekazać naszym językiem.

  Koi sen. Po chwilce wahania idę na nabożeństwo wieczorne. Płynie koronka do miłosierdzia, a pod kościołem trafiam na słowa pieśni: „Ty nam błogosław, ratuj w potrzebie”... Św. Paweł mówi, że on nie pracuje, ale łaska Boża z nim.

    Św. Hostia pęka na pół „My”, a w sercu słowa związane z błogosławieństwem Boga. Błogosławieństwo to jakby życzenie pomyślności. Jest błogosławieństwo i przekleństwo. „Patrzy” Jezus Miłosierny.

    W domu trafiłem na nagraną przez mnie piosenkę o Matce „przytul do serca i pobłogosław”.  Łzy zalały oczy...                                                                         APEL