W niedzielny poranek napłynęło pragnienie bycia na Mszy św., a w ręku znalazł się informator o Warszawie ze wskazaniem kościoła, gdzie jest wieczna adoracja Najświętszego Sakramentu.

   Ból zalał serce, a łzy pojawiły się w oczach...wieczna adoracja Zbawiciela! W końcu popłakałem się jak małe dziecko. Nie zrozumie tego normalny człowiek, a ja nie wytłumaczę na czym polega napad tęsknoty w duszy...za Panem Jezusem Eucharystycznym! Rozumieją to zakochani, matka i dziecko oraz ktoś pozbawiony ojczyzny.

   Wzrok zatrzymała książka „Idzie Bóg ogromny”, którą przyniosła mi lokalna poetka z wierszem Mariana Stanisława Hermaszewskiego;

„Jeśli wejść mam w Twe pokoje wieczyste /../

Ty zechciałeś wszystkim, wrócić wieczność /../

Niech Twa Matka nam towarzyszy

i do Twego Ojca doprowadzi domu.../../”…

   Ból, łzy, a serce zalało mojej poprzednie życie z obecnym pragnieniem zbawienia i powrotem do Królestwa Bożego...nawet przez śmierć. To ułamki sekund rozgrywające serce, które trudno wytrzymać. Jako lekarz muszę stwierdzić, że takie przeżycia duchowe nie szkodzą chorym...nie słyszałem o wystąpieniu wówczas bólu wieńcowego lub zaburzeń rytmu serca.

   W oczekiwaniu na żoną (mamy iść na Mszę św. o 9.00) popłakałem się po zawołaniu do Matki Bożej, aby spełniła moje pragnienie dawania świadectwa wiary na cały świat. 

   Podczas pobytu na chórze zrozumiałem, że Bóg ma czas i nie nie szafuje łaskami (właśnie bił zegar)...także dla naszego dobra. Nigdy nie wiemy jak może zaowocować łaska Boża, bo obdarowany może stać się „lepszym” lub ważniejszym (duma lub pycha), a ja jeszcze niedawno byłem trędowatym.

   Z góry widzą nas, lud Boży...nawet teraz „patrzył” wizerunek Ducha Świętego oraz wizerunek Matki Bożej. Na ten moment płyną czytania o nieczystych i trędowatych, a Pan Jezus w Ewangelii uzdrawiał takich...wbrew obowiązującemu prawu.

   Wzrok zatrzymały też korniki zerujące na drewnianych organach...mają dom i jedzenie, nawet nie potrzebują wody. Zarazem pokazują jak podstępny jest grzech, który w końcu zabija nasze dusze.

   Przysnąłem dwa razy jak Napoleon na koniu, a zły natychmiast zalewał mnie „dobrem”: mam nie iść do Eucharystii i pospać. Zszedłem na dół, a kapłan podawał św. Hostię przy drzwiach chóru. Popłakałem się po zjednaniu z Panem Jezusem.

    Po śniadaniu poszedłem „w pola” odmówić moją modlitwę i koronkę do Miłosierdzia Bożego. Wokół nędza tego świata, zniszczone środowisko, brud, padłe zwierzęta z wyrzucanymi śmieciami.

   W ręku znalazł się tyg. „Niedziela” z art. o życiu oddanych Bogu na całym świecie z informacją o Instytutach Świeckich dla wierzących. Podziękowałem Bogu za ten dzień…

                                                                                                                             APeeL