Budzik nastawiłem na 3.00, bo „Pan dał mi biały fartuch na zabezpieczenie medyczne spotkania z papieżem”, a teraz trzy razy jestem wzywany do padnięcia na kolana, ponieważ w mojej duszy płynęła modlitwa, a nie wypadało czynić tego na leżąco. Ukojenia doznałem o 1.40 podczas wołania za wszystkich szerzących Miłosierdzie Pana Jezusa.

    Już o 4.00 pędzimy w konwoju migających karetek, a jest  to niesamowity widok. W oczekiwaniu na przejazd oraz teraz w karetce odmawiam cz. bolesną różańca i nagle „odkryłem”, że istnieje powiązanie różańca z drogą krzyżową, a prosiłem Ducha Św. o ułożenie własnej modlitwy (miksu takich zawołań).

    Nawet pasuje tutaj modlitwa św. Brygidy. W tej radości poprosiłem Boga intencji córki, aby „nie szukała w świecie”! W sercu czuję, że dzisiejszy dzień stanowi jakiś przełom duchowy w moim życiu...jaki? Podczas przybycia Jana Pawła II helikopterem nastąpiło połączenie naszych serc, a ja zapytałem; „Panie Jezu w ilu rozmodlonych sercach jesteś tutaj?” Napłynęło liczba „1000".

    Sam zacząłem szukać wokół takiej osoby w zasięgu oczu widzę i zauważyłem jedną panią ze złożonymi rękami „wyłączoną” z rozgadanego tłumu. Padają piękne słowa o mądrości ludzkiej i Bożej - wprost do mnie! Sprzeczka, chęć pokazania swojej racji to mądrość ludzka.

    Podczas Eucharystii zauważyłem obdarowanie, bo Pan Jezus przybył do mnie na otwartej przestrzeni z zieloną trawą, w słońcu podczas łagodnego wiatru i śpiewu skowronków. Nikt nie pojmie tego daru.

   Teraz ściskam dłonie personelu karetki...tak jak robi to Sihanouk, który bierze dłoń w swoje dłonie i lekko uciska z pochyleniem się! Papież pobłogosławił moje książki i wspomniał, że towarzyszy mu wiatr, a to znak, ponieważ taki był w dniu Pięćdziesiątnicy.

    W tym czasie Szatan zaleca, aby zaprosić personel karetki na obiad do knajpy. Na działce posłucham natchnienia, aby nie mordować owadów (oprysk), bo w kazaniu było nie zabijaj. Powie ktoś jakie to zabijanie? Zadowolony wróciłem do domu, gdzie trafiłem na piekielną awanturę żony i córki. Teraz ja mam zalecenia: „piwo”, ze złości „nie wrócić na noc”.

   Nie lekceważ Bestii, bo ma nieskończony repertuar dręczenia. Wyszedłem z domu, ale w sercu mam miłość i pamiętam, że „trzeba modlić się nieustannie”. Teraz skowronki śpiewają mi w lesie brzozowym. W domu słucham koniec wczorajszego kazania:

   „Matko Jezusa spraw, aby Twoje macierzyństwo i Twoja obecność odnowiła w nas świadomość Boskiego Ojcostwa...niech się odnowi pokolenie braci i sióstr Syna Bożego, Jezusa...niech się odrodzi rodzina - szczególne miejsce przymierza Boga z ludźmi - Kościół Bomowy. Te święte słowa nieco zmieniłem - jakże pasują na ten właśnie moment mojego życia ziemskiego.

     Zły jest niezmordowany, bo czas udręki trwa. Córka próbuje przepraszać żonę...wpada syn i pokazuje „świetny”, bo zapłacił za plastikowe buty jak za skórzane. Nie mam gdzie uciec po ponownym zamieszaniu, ale w kuchni włączyłem kasetę (jedna z wielu), gdzie płynie dla mnie melodia oazowa;

    „Jezus umarł za mnie, abym miał życie wieczne i z Nim zawsze był!” Z serca zapłakałem, ponieważ w duszy ujrzałem, ponieważ nie ma nic ważniejszego od bycia z Panem Jezusem.

    Teraz, gdy to przepisuję (06.06.2019 o 15.00) s. Faustyna mówi o swoim pragnieniu powrotu do Zbawiciela na całą wieczność…

                                                                                                             APeeL