W nocy siedziałem do 1.00 i wypiłem więcej niż pół butelki wódki i piwo. Nie słuchałem delikatnych natchnień...„nie, nie”, a teraz żałuję, bo w głowie huczy i trwa rozterka dotycząca uczestnictwa w Mszę św.!

   W kościele miałem wstyd spojrzeć na obrazy i figury Pana Jezusa, a na ten czas Matka Boża była zasłonięta chorągwią!  Słowo Boże (1 Kri 3,5,7-12) przenikało moje serce: „/../ Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wybrał /../ z tymi, którzy są powołani /../ przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna /../".

   Przypowieść z Ew (Mt 13,44-52) zalewa mnie bólem, ponieważ „wyłączą złych spośród sprawiedliwych”. W smutku potwierdziłem, że takim właśnie jestem!

   Podczas Eucharystii demon zalecał, abym podszedł dla „ludu, aby widzieli!”...to, co czyni wielu katolików malowanych lub fałszywych. Nagle zemdlał mały chłopczyk, którego zawiozłem do pogotowia i zostałem wybawiony z pokusy! Masz dowód na perfidię Bestii...ilu tak gubi „służącym dwóm panom”...

    Teraz, już na dyżurze jedziemy do chorej, a z radia karetki płynie piosenka ze słowami od Pana Jezusa: „Pamiętaj! Nigdy nie ryzykuj nawet jednym słowem, bo mogę zapomnieć, co Mi powiedziałeś”! Musiałem ukrywać łzy przed personelem karetki. Od tej pacjentki zostaliśmy skierowani do zgonu babuni, a w jej chatce odczułem dobrą energię, która świadczy o jej świętości. Potrafię to wyczuć w domach wymodlonych.

   Po chwilce snu ponownie mam daleki wyjazd, a właśnie przejeżdżamy obok pięknej figury Matki Bożej. Wiem, że nie jest przypadkowe, bo dzisiaj Matka jest ze mną. Trafiłem do rodziny wielodzietnej spożywającej wielkie placki.

    Powiedziałem do nich, aby nigdzie nie jeździli na wczasy, bo tutaj jest bardzo pięknie. Jakże chciałbym mówić im o Matce Bożej, Panu Jezusie i Ojcu Prawdziwym, tym bardziej, że spotkało ich nieszczęście...2 latek włożył całą dłoń w maszynę i ma przyszyty kciuk.

    Dalekie wyjazdy sprawiają radość Bożą, bo mogę modlić się, a właśnie biją dzwony kościelne: „Bądź pozdrowiona Matko, pełna Łaski Bożej, Pan z Tobą” wprost delektuję się tą świętą modlitwą. „Módl się za nami”, przecież po tylu wołaniach Matka Boża modli się za nami!

   Wołam za rodzinę dziękując za każdą osobę z mojej rodziny z prośbą w intencji syna i córki, aby zalało ją Światło Boga Ojca. W drodze powrotnej dziękowałem za pokój w ojczyźnie oraz za Kościół święty..

   Zgłosiłem się za kolegę na wyjazd do umierającej...faktycznie babcia umarła w czasie badania (udar krwotoczny) z zaskoczoną rodziną, bo wczoraj była jeszcze zdrowa. Wypisałem kartę zgonu i pocieszyłem rodzinę. Do tego doszedł umierający staruszek z płaczem rodziny...jakże ludzie nie są przygotowani do rozłąki.

    Tak przebiegał ten dzień z dalekimi wyjazdami i trwaniu na modlitwie przenikającej duszę ze spotykaniem figur Matki Bożej...nawet zadziwiłem się, gdy przy zawołaniu: „Pan Jezus podniesiony na Krzyżu” znalazłem się pod krzyżem Zbawiciela na rozstajnych drogach!

    Na zakończenie dyżuru zrobił się nawał chorych: bóle głowy, biegunki, chore dzieciątka z przestraszonymi matkami. Tak się stało, że z obcego terenu - transportowałem na sygnałach - zatrutą grzybami, którą koleżanka potraktowała jako pijaną! Trzymałem jej rękę, bo była zdezorientowana, szarpała się, drapała mnie i gryzła pojękując. Poprosiłem Pana Jezusa o pomoc.

   Czerwieniało niebo, chmury układały się w różne obrazy i wreszcie w ciemności karetki dziękowałem Bogu Ojcu za ten tydzień. „Ojcze nasz” sprawiało mi wielkie ukojenie w duszy z poczuciem bliskości Królestwa Bożego...

                                                                                                                                   APEL