opr. 08.05.2011(n)

      5.30 Tuż po przebudzeniu napłynęło określenie Matki Bożej: Panno zwolena czyli błogosławiona (archaizm z „Bogurodzicy”), a później w wielkiej tęsknocie zawołam:

                 „Matko błogosławiona przez Ojca!

                  Matko Jezusa i moja.

                 Cudowna Opiekunko mojego życia.

                 Patronko i Pośredniczko Święta.

                 Ty, Jedyna nie zwątpiłaś w moje nawrócenie. 

                 Błogosławiona każda chwilka Twojego życia zakończonego Wniebowzięciem.

                 Panno  zwolena”!

     Pada deszcz, a to łagodzi różne dolegliwości i dlatego jest mało pacjentów.  W sercu wielki pokój. Ludzie rzucają dary, ale ja niczego nie pragnę, a zarazem nie chcę szarpaniny. W smutku mój wzrok zatrzymał wizerunek Matki Bożej z Sercem koronie cierniowej i w płomieniach (stojący w szafce zabiegowej).

    Po pracy w przychodni mam dyżur w pogotowiu. Dzisiaj poszczę i nie muszę jechać na obiad. Wystarczy zejście do „piwnicy”. Tam mamy „dyżurkę”. To norka 4x4 metry, którą trzeba dzielić z drugim lekarzem dyżurnym. Państwo ludowe dba o lud pracujący miast i wsi.

    Zerwano do Cygana, który stwierdził, że w życiu ma szczęście. To prawda, bo z zespołem bolesnego barku trafił do mnie jako reumatologa. Przed chwilką była przestraszona matka, której zmarła córeczka, a synek po operacji guza tarczycy ma różyczką. Właśnie jedzie na wy­cieczkę z Kościoła. Zatrzymałem ją na korytarzu i powiedziałem: „jako wierząca musi pani wykazać ufność, prosić o prowadzenie, a całe cierpienie przekazać na ręce Matki”.

  Teraz pędzimy do wypadku. Mimo mojej prośby wysłano tylko mnie do czterech poszkodowanych. W drodze odmawiam koronkę do miłosierdzia. Na miejscu okazało się, że jesteśmy w środku piekła. Dwie osoby zabite, a dwie ciężko ranne. Wokół podenerwowani ludzi, a pijani atakują i ubliżają.

    Nie wiedziałem, że tam zginął najbliższy kolega syna (martwy za kierownicą) oraz jego koleżanka. Później zastanę go w domu. Z rozpaczy nakrył się na głowę kołdrą i tak leżał.

   Wracamy ze szpitala. Płynie koronka za "dusze zabitych". Proszę Pana Jezusa o miłosierdzie, obmycie ich i pomoc. Matce przekazuję duszę dziewczyny. Smutno, a myśl ucieka do Jugosławii i potworności wojny oraz ludzkiej bezsilności wobec wielkich tragedii. Jakże potrzebna jest ochrona Matki każdego dnia!

     W ciszy pokoju lekarskiego wołałem: „Matko moja! Niech każda chwilka mojego życia chwali Ciebie i Twego Syna. Ty pragniesz zabrać mnie do Królestwa Miłości. Bądź błogosławiona przez wszystkie pokolenia: wybrana przez Boga mego, który jest M i ł o ś c i ą”!

    To wybuch tęsknoty trwający  5-10 minut i rozrywający serce. Jakim językiem wypowiesz te uczucia? Padłem na ko­lana i trwałem tak w modlitwie do zesłabnięcia. 

    Dzisiaj dzień postu. Zbliża się 23.00, a ja  nawet nie pomyślałem o jedzeniu. Jeszcze cz. bolesna różańca. Kładę się do państwowego łóżka, a Anioł zaleca: „podziękuj”! Padłem na kolana „dziękuję Ojcze, dziękuję". Wybiła północ ! Tak skończył się jeszcze jeden dzień życia z Matką !

    Podczas opracowania z Orędzia MB Pokoju (25 kwietnia 2011 r.) w serce wpadły słowa: „Jestem z wami i nieustannie modlę się za was /../”...                                              APEL