Św. Franciszka z Asyżu

      Ja jestem telepatą, a to zarazem wielka wada, ponieważ chorzy wysyłają do mnie złe myśli w swoich chorobach, przez to nie mogę spokojnie spać. Czuję zły dzień i z tego powodu przybyłem do przychodni wcześniej, ale ludzie nie mają delikatności i napadają już przy otwieraniu gabinetu lekarskiego. Dzisiaj mam plan załatwić wiele moich spraw...

- z zawiadomieniem kolegi, który zostawił pacjentowi cewnik bez informacji, wielu czyni wszystko bez słowa...jak automaty

- przyjąłem zastępstwo dyżurowe od kolegi

- pragnę załatwić przewóz karetką staruszka z rozrusznikiem serca, ale nie pozwoliła na to uparta pielęgniarka, która wozi papiery i dokumentacje chorych. Przecież jest to zabranie pacjenta i po drodze zostawienie go w szpitalu. Nie, bo nie! Dziadek jest ogólnie niesprawny, ale nie wymaga przewozu oddzielną karetkę! 

- dalej nikomu nie odmawiałem, dawałem to co się należało, nawet przyjąłem obcą do blokady przyczepu (to zmora, niebyt znana przez lekarzy oprócz sportowych)

- wyjaśniłem pacjentce, że jej guz w pachwinie to krwiak, który usunięto 

- personelowi oddałem otrzymane owoce od ogrodnika 

- bezrobotnemu dałem informację do Urzędu Pracy, że należy mu się renta, ponieważ jest niezdolny do pracy

- ucieszyłem młodą dziewczynę, która była przestraszona guzem na szyi, a to torbiel z zaleceniem konsultacji laryngologicznej...

      Nie miałem nawet możliwości wyjścia do WC, ale moją pracowitością wywołałem nawet niechęć u współpracowników. W końcu około 14:00 prawie padałem. Wszystko wyjaśni się na Mszy świętej wieczornej, gdzie w Ewangelii (Łk 10,25-37) „jakiś uczony w Prawie” wystawiając Zbawiciela na próbę, zapytał:

- Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?

- Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? - On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego.

- A kto jest moim bliźnim?

      Pan Jezus wskazał na ofiarę zbójców, którzy nie dość, że go obdarli, rani go „zostawiwszy na pół umarłego”! Wszyscy przechodzący omijali go. Gdy ujrzał go Samarytanin „wzruszył się głęboko (…) opatrzył mu rany (…) zawiózł do gospody”. Gdzie zapłacił gospodarzowi za dalsza opiekę na nad nieszczęśnikiem!

     Popłakałem się po Eucharystii i wracałem do domu odmawiając moją modlitwę oraz koronkę do Miłosierdzia Bożego za objętych tą intencją. Dodatkowo podziękowałem za moje ocalenie... 

                                                                                                                                                                  APeeL