W drodze na Mszę Św. o 6.30 trafiłem na pędzący patrol policyjny. Pokazywano niebezpieczną sytuację w której zginęło dwóch funkcjonariuszy (w Warszawie). Napłynęły obrazy interwencji różnych służb, w tym minerskich, ratowników wysokogórskich...tak właśnie ratowano w Himalajach, co opisał "Sup. express) oraz ratownicy wodni (właśnie pokazywano  porażonego po skoku na głowę).

    Ilu strażaków ginie podczas pożarów. Jeszcze anestezjolodzy, chirurdzy ratujący ofiary wszelkich wypadków, w tym poparzonych

    Napłynęła bliskość Boga Ojca, który tak przybywa do nas...w naszych potrzebach. Łzy zalały oczy, a z serca wyrwała się moja modlitwa zaczynająca się od "św. Osamotnienia" Pana Jezusa. W kościele padłem na kolana przed figurą św. Józefa z Dzieciątkiem i z płaczem poprosiłem o opiekę nad nami. W tym czasie płynęły słowa Psalmu: "przyjdź nam z pomocą".

    Po Eucharystii z serca wyrwało się: "Dziękuję Tato za morze łask". Zawołałem jeszcze do zaginionego syna: "Synku gdzie jesteś. Daj znak! Daj znak!!"

    Po wyjściu z kościoła trafiłem na lawetę z samochodem po wypadku! Ja sam musiałem ratować siostrę zakonną, która została porażona przez słońce. Popłynęła cała moja modlitwa dająca ukojenie. Poprosiłem jeszcze św. Józefa, aby przybył z pilną pomocą. Popłakałem się, a ja nie jestem tkliwy. Sprawia to łączność z Bogiem Ojcem...

                                                                                                    APeeL