Od 6.50-14.30 trwała ciężka praca w przychodni...w pośpiechu i podenerwowaniu z towarzyszącymi kłótniami pacjentów. Pierwszą pacjentką była biedna rolniczka, której nie płacili nawet za moje zwolnienia, bo była zadłużona. Nie miała pieniędzy na leki, a ja byłem bez grosza, bo dałbym jej.

   Natchnienie sprawiło, że napisałem jej prośbę o umorzenie długu, którą podpisała, a ja poświadczyłem, że jest chora. Całkiem inaczej pracujesz w zawodzie lekarza mając łaskę wiary; współcierpisz razem z pacjentami. Dalej przesuwali się; wdowa, przestraszeni badaniem przez komisję lekarską w obawie o utratę renty oraz bojący się śmierci i starości...z pragnieniem uzdrowienia.

   W domu zastałem smutną żonę, a przypomniała się audycja radiowa o depresji...sam też byłem smutny. Na przywitanie w pogotowiu w pokoju lekarskim „trzasło” światło. Padłem umęczony po odmówieniu koronki do Miłosierdzia Bożego za zasmuconych.

   Po wypoczynku poszedłem do przychodni (na górze), gdzie wypełniłem pielęgniarce dokumentację na rentę. Cały czas płakała, bo maż pije alkohol, a syn porzucił szkołę i zadaje się z narkomanami. Straszliwy smutek zalał moje serce. To łaska współcierpienia ze Zbawicielem. Przez sekundę wyobraź sobie Najświętsze Serce Pana, który ogarnia nas wszystkich i widzi to wszystko.

  Wystarczą tylko ofiary powodzi ze zniszczonymi siedzibami ludzi tracących często cały dorobek życia. Wrócił obraz policjanta, który przypadkowo zabił lekarza weterynarii oraz żony, która przy dzieciach odruchowo zabiła napastliwego męża. W telewizji będzie płakała rodzina zmarłego, którego firma pogrzebowa nie umyła i nie ubrała, a wykryli to dopiero w kościele!

   To będzie drugi dyżur w pogotowiu „pod rząd”, nie mogłem być w kościele. Od rana nie było żadnego wyjazdu, ale dyspozytorkę gnębiły telefony od dzieci. Trwała wichura i zamieć, wrócił cały świat cierpień, w tym ludzi strapionych:

- bezdzietnością, a zarazem wielodzietnością

- chory chirurg, a następca już czeka na jego odejście

- emeryci i renciści ledwie wiążący koniec z końcem, a po latach ujawnią się towarzysze budujący ustrój sprawiedliwości społecznej

- bojący się śmierci, a właściwie życia wiecznego...mówiłem właśnie o tym dziadkowi, który przyniósł jajka, które pokazują ten cud stworzenia (żółte kurczaczki)

- ofiary wypadków, a to nasza codzienności (sprawcy i poszkodowani)

- skonfliktowani w rodzinach i z sąsiadami

- jakże strapieni są artyści, ludzie sławni i politycy odsuwani od sławy i władzy oraz profitów.

    Podziękowałem Panu Jezusowi za ten dzień i przeprosiłem za wszystko. Już dawni nie miałem tak spokojnej nocy w pogotowiu, bo od 22.00 – 8.00 nic się nie działo...

                                                                                                                                  APeeL