Nie wiedziałem, że dzisiaj w pracy zostanę napadnięty. Okaże się, że nie ma dwóch lekarzy. Już na początku:

- wpadł obcy

- babcia ledwie trzymająca się na nogach

- współpracownica po lewe L4

- pragnąca sanatorium

- przybyła zamiast wizyty domowej, ale to obca z infekcją zębopochodną

- zgłoszono zgon.

    Niewyobrażalny nawał, kłótnie i telefony, bo jest wypadek...co ja mam do tego? Teraz z prasy wyzierają przypadki bezsilności: ojciec zabił 5-letniego synka, teściowa zabrała synowej urodzone niemowlę, którego nigdy więcej nie ujrzała!

    Przespałem czas na Msze św. W koronce do Miłosierdzia Bożego wołałem za tych, którym nie mogę pomóc. W „Poemacie Boga-Człowieka” przeczytałem o narodzeniu Pana Jezusa...wyobraź sobie bezsilność Świętej Rodziny. Wcześniej padłem w sen, bliski śmierci…

    Na spacerze modlitewnym napadła na mnie pani, którą zapytałem przy sklepie ogrodniczym: jakie to są kwiaty?

- Niech pan zapyta prokuratora. Nie pamięta już pan, co pan czynił? Nie wiem jak ją skrzywdziłem, bo zadośćuczyniłbym z miłosną radością… 

    Następnego dnia opowiedziałem o tych udrękach pacjentce, a ona wszystko skwitowała jednym słowem: bezsilność!

                                                                                                                                      APeeL