Pełen obawy wstałem na dyżur w pogotowiu, bo wcześniej upiłem się i nie wiem czy nie jestem zdjęty. Pan ukazuje mi łaskę pracy...szczególnie w służbie innym.

   Jakby na dodatkowy znak przez 40 minut czekałem na zwolnienie pokoju lekarza dyżurnego, bo kolega miał daleki wyjazd. W tym czasie drugi dyżurny (chirurg) - przyzwyczajony do ciężkiej pracy - cały czas chodził.

   Wzrok zatrzymała topola, której ubytki kory były zalewane...napłynął też obraz psa liżącego rany. Taki jest mój stan psychiczny, ale już jedziemy do dziadka z biegunką oraz do marniejącej w oczach. Trafiłem też na starszą kobietę, która w drodze do kościoła doznała przejściowego niedokrwienia mózgu (TIA): zasłabła, wszystko rozumie, ale nie może mówić...zabrałem ją do szpitala.

    Pragnę chwilki snu, ale na noszach strasznie trzęsie. Jak wytrzymują to ciężko chorzy, a szczególnie z różnymi złamaniami. Przez radiotelefon - z innej stacji - płynie informacja o stwierdzeniu zgonu kierowcy, który zasłabł w samochodzie.

    Idzie zmiana pogody z niżu na wyż z wiatrem, a wówczas jako meteopata mam złe poczucie, bóle i zawroty głowy. W takie właśnie dni przybywa całe masy chorych, a w pogotowiu trafiam na koszmarne dyżury (udary mózgu, zawały serca, kolki, duszności, omdlenia i nagłe zgony oraz różne wypadki). W takich sytuacjach ratuje sen, ale nie dają wytchnienia...nawet jeść muszę w karetce.

   W tym czasie zadzwonił ateista, którego zgodziłem się przyjąć dodatkowo na szczycie piątkowego udręczenia w przychodni i przez chwilę rozmawialiśmy o sensie życia. Teraz szyderczo pyta czy może iść do kościoła z katarem? Podłość ludzi jest nieskończona. Odpowiedziałem mu w jego tonie...

- Wie pan, jeden jechał na pole, zabrał wszystko...nawet legitymację partyjną, ale zapomniał o pługu!

   Znowu zasłabnięcie, ale to moja pacjentka z ciężką rwą kulszowa oraz cukrzyca niewyrównana u młodego, a także u dziadka, ale już ze zmianami troficznymi stóp. Na koniec zrywają do niewczesnego porodu….

    W chwilce pokoju z otwartej Biblii płyną słowa Pana o naszej marności i przemijaniu: „Trwa usycha, kwiat więdnie”. My też tak marniejemy, wielu ma dodatkowo depresję i wpada w nałogi. Nasz rząd tkwi w pożyczkach, a świat jest zagrożony wojną.

   Z telewizji płynie informacja o wyrzuceniu chłopca z pociągu (ma amputowane kończyny), a winnych nie znaleziono. Na naszej komendzie policji trzymają pijanego, który ich straszy, że ma wszyty Esperal. Ze starej gazety wyziera informacja o biednej z białaczka. W tym momencie R-ka wyjeżdża do zasłabnięcia pacjenta z rozrusznikiem serca. Ogarnij cały świat tak umęczonych, a zarazem kochających to życie...

    Wreszcie nastał spokój i cisza, ale boję się pracy w przychodni (następnego dnia), bo w poniedziałki jest szczególny nawał pacjentów, a ja będę po dobowym dyżurze. Większość lekarzy nie brała takich dyżurów (marnie płacili, długi czas pracowaliśmy w piwnicznej izbie). Z drugiej strony byłem w środku prawdziwego życia na tym zesłaniu...

                                                                                                                                     APeeL