Przed przebudzeniem miałem sen w którym niosłem wór przeszkadzający mi w przyjęciu św. Hostii. Ja faktycznie jestem niewolnikiem i pracuję ponad ludzką wytrzymałość, a to oddala od Boga.

    Sen sprawdził się, bo wcześniej wstąpiłem do przychodni, gdzie wpadł do mnie pijaczek z jakimś złym drukiem (pomylił się) oraz poproszono o pampersy dla starszego pacjenta.

    Z tego powodu nie mogłem być na pełnej Mszy św., ale serce zalało wielkie pragnienie przyjęcia św. Hostii. Pod jakimś pretekstem wyrwałem się z przychodni i w pobliskim kościele trafiłem na czas konsekracji (7.40). Po zjednaniu z Tym, Który Zbawia wołałem tylko „Jezu! och Jezu!”.

    Przesuwali się pacjenci biedni, którym pomagam z serca, pocieszam i wskazuję drogę wyjścia z różnych sytuacji:

- żonie załamanej chorobą męża (Alzheimer) opowiedziałem o rodzicach dziewczynki z nowotworem 

- przybył też ojciec chłopca z amputowaną nogą, którą stracił po potrąceniu przez samochód... wypełniłem mu dokumenty na rentę.

- babci oddałem swoje miejsce na badanie ukg serca.    

- dużo czasu zajęło wypisanie dokumentacji do KRUS-u dla rolnika po wypadku oraz dla biednej i niezdolnej do pracy, która nie ma żadnych świadczeń

- ile jest różnych ludzkich potrzeb: badanie na kurs kierowców, pragnienie grania na saksofonie, trzeba trafić do alergologa, a duża kolejki.

    Później natknę się na fundację J. Brzozowskiej pomagającej potrzebującym, a w ręku znajdzie się art. o dzielących się chlebem, zdjęcie JPII oraz posługującej Marty! Ja dzisiaj byłem oddany innym, a moja moc wynikała ze zjednania z Panem Jezusem w św. Hostii (11.5 godziny bez wytchnienia).

 Przepłyną:  

- wolontariusze,  dzielący się z innymi (doniesienie z „Sup. expr.”), oddanie się rodziców chorej córce, żony mężowi z Alzheimerem, dziewczyny chłopakowi, który stracił nogę (nie porzuciła go) oraz pomagający rodzącym

- domy opieki, hospicja, przytułki, a nawet schroniska dla zwierząt

- matka z córeczką z obciętymi rączkami oraz matka z 16-ma dziećmi i porażonym po udarze mężem.

    Po powrocie do domu byłem niezdolny do niczego. Na ten moment spojrzała figurka Zbawiciela z zsuniętą koroną cierniową. Pan wprost mówił: „twój wysiłek i uczynki miłosierdzia  sprawiły, że dzisiaj zdjąłeś Mi z głowy koronę cierniową”...                 APEL