Wczoraj byłem na Mszy św. wieczornej, ponieważ od 7.30 mam dyżur w pogotowiu. Popłakałem się podczas pieśni: „Przyjdź Panie Jezu” i nie mogłem wrócić do ciała, a właśnie siostra organistka poprosiła mnie do ciężko chorej z zakonu. 

    Jakże męczą sny w których prowadzę normalne życie, a to sprawia lęk i budzenie się z bijącym sercem. Po latach opanuję to pobieraniem leku (Concor Cor). Żona po zabiegu chirurgicznym stęka z powodu migreny...męczy nas to zesłanie.

    Wstałem i w dziękczynieniu za jeszcze jeden dzień życia odmówiłem „Anioł Pański” podkreślając: „moimi prośbami racz nie gardzić”. Wołałem do Matki, która cierpi miliard razy bardziej ode mnie widzącego - w Świetle Boga - bezeceństwa tego świata! W supermarkecie puszczają już kolędy: szum, trzask kas, a tu śpiew o Zbawicielu.

   Pokazują gruzowisko po WTC jako efekt działania terrorystów. Wzrok zatrzymała figurka Pana Jezusa w koronie cierniowej, zdjęcie ks. Jerzego Popiełuszki, a w sercu pojawiła się osoba o. Kolbe, który dobrowolnie poszedł na śmierć głodową. 

- Czy chciałbyś tego?

- Panie! To Twoja Wola, nie mam tutaj niczego!

    Z jednej strony pragnę współcierpienia dla Pana Jezusa, a z drugiej boję się. To sekundowe błyski rozrywające serce. 

    W takim stanie ducha trafiłem na bałagan w pogotowiu, który towarzyszy każdej  zmianie dyżuru. 

- O! doktór  przybył z wielką teczką z której wystaje szyjka!

- Polisz?, e! co to za polenie: jeden do, a drugi nie do!       

     W ręku miałem „1-groszówkę”, którą wczoraj znalazłem w kościele z nadzieją, że może trafię na dobry dyżur, ale już wygoniono „R-kę”, a my też ruszyliśmy do walki z chorobami i śmiercią:

- trafiłem na pacjenta pobitego przed laty, który teraz czeka na operację tętniaka po zawale serca

- staruszka z zaburzeniami rytmu serca

- zapalenie płuc u samotnego właściciela wielkiej willi, którą trudno opuścić

- nagły zgon 42-latka, który padł po alkoholu

- i babcię, która złamała drugie biodro!

    Cały czas wołałem w mojej modlitwie za „gasnących w oczach”, a po obiedzie trafię jeszcze do mojej starowinki z miażdżycą naczyń i przejściowym niedokrwieniem mózgu oraz do 66-latka z kamicą i ostrym zapaleniem pęcherzyka żółciowego z którym pojechaliśmy do szpitala.

    Tak tłukliśmy się bez przerwy od 9 - 16.30...aż zasnąłem w karetce. Podczas opisywania zleceń wyjazdu w TV pokazywano operację w której chirurg nieopatrznie przebił tętnicę! 

    Trafił się też zarobek, bo zbadałem kierowcę, a personel prosił o postawienie wódki.  Przyrzekłem Bogu, że nie będę tego czynił, ale nie miałem jak się wykręcić. Zacząłem wołać o pomoc do Pana Jezusa!

    Nagle w pogotowiu pojawił się mąż dyrektorki, a samochód nie chciał zapalić, bo jak się później okaże nawaliła świeca!

     Próbowałem zasnąć, a właśnie wezwano do znajomej 80-latki z ciężkim zapaleniem płuc, której lekarz wcześniej nie zabrał do szpitala. Podczas transportu odmówiłem „św. Agonię” z mojej modlitwy. Wróciliśmy o 1.00 i do rana był spokój...             APEL