Po ciężkim dyżurze (brak snu) biegnę do pracy w przychodni, a po drodze proszę, aby Pan Jezus był ze mną. Już podczas przebierania się wpadł chory. Około 10.00 z radia popłynie piosenka „Dance Me", a moje serce uciekło do Zbawiciela i Matki Najświętszej. W uniesieniu mówiłem pacjentce o mojej wierze.

   Nawet teraz, gdy to przepisuję (28.01.2018) płaczę podczas jej słuchania z Internetu. Tego nie można przekazać, bo jest to łączność z Bogiem Ojcem...strzała od serca do Serca z automatycznym zalewem oczu łzami.

    Nikomu nie odmawiałem pomocy, każdego pocieszałem, a sprawiała to Miłość Boga. Dzisiaj chciałem zarobić parę groszy na święta, a właśnie zgłosiło się czterech kandydatów na kierowców (usługa płatna). Jakże dobry jest Stwórca...to najlepszy ojciec na ziemi razy tysiąc tysięcy. Ja przekazuję Ci to z „tu i teraz”. 

    Teraz jest u mnie para staruszków żartujących o seksie...nie odzywałem się przy tym temacie, bo trwała Obecność Taty, a dzisiaj jest piątek, post i smutek. Dodatkowo przypomniał się wczorajszy wyjazd karetką do dziadka z wielką figura MB Niepokalanej. Nie pasowały frywolne żarty i to w tym wieku... 

    Natomiast ucieszyło mnie to, że uniknął śmiertelnego zagrożenia. Nawet rzucił - ku mojemu zadziwieniu - 50 zł.! Ja wiem, że jest to także od Tatusia. Wybacz, że piszę jak dzieciątko, ale takim właśnie jestem. Dlatego Pan Jezus mówił, że: „jeżeli nie staniecie się jak dzieci nie wejdziecie do Królestwa Bożego”...ja to potwierdzam.

   Cały czas mam łzy w oczach podczas przepisywania tej intencji modlitewnej, bo wówczas potrzebowałem karetki transportowej i taka była na miejscu (rzadkość). Praca trwała do 18.00...jeszcze tylko recepty dla gospodyni i kapłanów, które wykupiłem i dostarczyłem im w czasie powrotu do domu.

   Prawie zabity pracą, a to dzień postu w intencji Pokoju na świecie zasnąłem podczas oglądania DTV, a po przebudzeniu o 4.00 napłynęła intencja modlitewna. Na Mszy św. porannej podziękowałem Panu Jezusowi z Całunu i przekazałem wczorajszy dzień mojej pracy. Po wyjściu kapłana z serca wyrwało się wołanie: „Och! Jezu! Jezu!...jak wielka to łaska. Pan nas obdarza tak jak Pasterz owce. Tato! Tato! Tatusiu!”

   W tym czasie „patrzył” Pan Jezus Miłosierny, a w Ew. padły słowa o postanowieniu zabicia Zbawiciela. Napłynęły obrazy będących u kresu wytrzymałości:

- z mojego życia, gdy dręczyłem żonę...jak ona to wytrzymała?

- kobieta opiekująca się mężem z z. Alzheimera

- ci, którzy przeżyli Syberię (na Mszy jest taki) oraz obozy i obecnie pobyt w Afganistanie

w Rzeczpospolitej jest informacja o stalinowskim prokuratorze i przesiedlanych w tamtym czasie

- ciężko chorzy płaczący w telewizji z powodu podwyżki leków

- nieuleczalnie chorzy, których w Wielkiej Brytanii prawnie będą zabijać (eutanazja)

- porażony od pasa w dól, który mówił o swoim cierpieniu i pragnieniu życia

- bezrobotni nie mający środków na wyżywienie dzieci...

   To cierpienie nie ma końca...nie moglem się ukoić, odmówiłem koronkę do MB i zacząłem moją modlitwę…

                                                                                                                              APeeL