Na koniec dyżuru  w pogotowiu przyśnił się zmarły brat. Znajdowaliśmy się w ciemnym podziemiu, gdzie był strach i jakieś wybuchy.

    Obudzono z nieba, bo trzeba biec do przychodni, gdzie nie mam swoich chorych, ale „zapisanych”. Nie wiem ilu ich jest i mają słuszną pretensję, że nie mogą się do mnie dostać. Po czasie pani dyrektor zapyta dlaczego wcześniej przychodzę do pracy, a na koniec otrzymam „nagrodę” o której przeczytasz później.

    Ja nie wiem jak to wszystko wytrzymałem. Na rozgrzewkę wpadła niewiasta z mężem, który miał kolkę nerkową. W środku udręki serce znalazło się blisko żony, dzieci i rodziny, a łzy zalały oczy. Dzisiaj był pogrzeb utopionego 19-latka. Po pracy podjechałem pod "mój" krzyż, podlałem kwiaty i posprzątałem.

    Na Mszy św. wieczornej przepływali członkowie rodziny. Św. Hostia pękła na pół (zapowiedź cierpienia), a duszę zalała niewypowiedziana bliskość Pana Jezusa. Zna to każda matka przy której jest dzieciątko. W litanii do św. Rocha wołałem za brata, a później odmówiłem za niego koronkę do miłosierdzia. Nie mogłem wyjść z Domu Pana.

    Na następnym dyżurze z głębi serca odmówiłem moją modlitwę za bliskich z rodziny. Bardzo lubię wołać do Boga podczas wyjazdów karetką. Wówczas przepływają krajobrazy, domy, kapliczki, pola i łąki, a ja krzyczę: „Boże! Ojcze Przedwieczny przyjmij przez Niepokalane Serce Najśw. Maryi Panny pierwszy święty upadku Syna Twego, Pana Jezusa... za moją rodzinę i dusze zmarłych".

    To z przerwami trwa tyle, co droga krzyżowa Pana Jezusa. Niekiedy „umieram” razem z Panem. Modlitwa to wielka łaska Boga, bo nic nie ukoi zbolałej duszy. Pan zna moje serce i moje pragnienia i w takich momentach naprawdę przychodzi z pomocą!

   Właśnie żona miała ciężką migrenę, a następnego dnia przytuli się do mnie...jakby nowonarodzona. Zdrowy nie wie, że cierpienie łączy ludzi i kieruje zbolałych ku Bogu. Potwierdzi to córka po napadzie kolki nerkowej.

    Zły zawsze przeszkadza w takich uniesieniach, bo na wyjeździe trafiłem do pacjenta z majaczeniem alkoholowym, który okaleczył się i chciał popełnić samobójstwo (powiesić się). Przed nami była policja. Bardzo pragnę mu pomóc. Poszliśmy razem za folię z pomidorami, gdzie  mówiłem mu o sobie i prosiłem po imieniu, aby złagodniał. Jakby na znak ubrudziłem się jego krwią.

    Jakże płaczą nad takimi w Niebie. Jakże płakali nade mną. Piszę to, a łzy zalewają oczy. Serce Matki Bożej wprost pęka. Wiem, że nie byłem tam przypadkowo. Zabrałem go do chirurga, który zszył ranę. Nigdy nie odwozimy chorych, ale złamałem przepis, a Pan sprawił, że przez radiotelefon wezwano nas do sąsiedniej wioski!

    Wchodzę do chorej babci, a w jej pokoju wisi przepiękny obraz Matki Zbawiciela. Babcia od lat przebywa w łóżku i modli się o najbliższych: syna, rodzinę, a to potwierdziło intencję modlitewną dnia.

    Trafiłem też do wielodzietnej rodziny żyjącej w straszliwej nędzy i brudzie. Badam 57-latka z miażdżycą aorty i bólami brzucha, a obok w wózeczku leży jego dzieciątko.

    Wytrwałem w poście (trochę wody, kawa i gruszki)...  APEL