W pracy nie spodziewałem się tak ciężkiego nawału chorych, mimo że miałem 3 dni wolnego. Jednak ludzie są bez skrupułów: wpadali już od 6:50 i to bez rejestracji. Później będzie atak "ulubionych" chorych, którzy mogą handlować czasem (powtórki leków), chory który zawsze przychodzi w takich dniach (chyba odbiera myśli innych)!

    Przybył też nasz były palacz z żoną i córką (śnił się w nocy), a ma już swojego lekarza w ośrodku zdrowia. Zeszło około godziny. "Panie zmiłuj się nade mną". Podczas badania chorych cztery razy wpadały osoby: dwie pielęgniarki, ciężarna po kwas foliowy i inna po receptę. Uciekłem za parawan i głośno protestowałem.

    Pracę skończyłem z trudem o 15:00 (po 8 godzinach przyjęć). Po powrocie do domu padłem ledwie żywy. Często się zdarza, że lekarze z przepracowania umierają! Na Mszy świętej o 18:00 byłem drętwy, trwały rozproszenia, byłem bezsilny.

    W Ewangelii (J 10,22-30) Pan Jezus rozmawiał z przedstawicielami wierchuszki świątynnej (właśnie obchodzono w Jerozolimie uroczystość poświęcenia Świątyni). Prosili o wyjaśnienie czy jest obiecanym Zbawicielem?

    Pan powiedział im, że „czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. (…) Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.

      Na nogi postawiła mnie Eucharystia…

                                                                                                               APeeL